Napisany: 2024-05-02
BUDOWNICZOWIE POLSKIEJ TOŻSAMOŚCI NA ZIEMIACH ODZYSKANYCH — WOREK TUROSZOWSKI. Wystawa i wykład w bogatyńskiej bibliotece
BUDOWNICZOWIE POLSKIEJ TOŻSAMOŚCI NA ZIEMIACH ODZYSKANYCH — WOREK TUROSZOWSKI — ważna wystawa fotograficzna w bogatyńskiej bibliotece
Wkrótce minie 80 (!) lat polskości znacznej połaci dzisiejszej Rzeczypospolitej Polskiej. Odebrane przez stalinowską Rosję hitlerowskim Niemcom Prusy Wschodnie, Gdańsk, Pomorze Zachodnie, Nowa Marchia, Dolny i w większości Górny Śląsk, Ziemia Kłodzka oraz wschodnia rubież Górnych i Dolnych Łużyc, zostały w 1945 oddane odradzającej się, podległej Związkowi Radzieckiemu Polsce. Wiele w tym zdaniu nazw, a jeszcze więcej łez: Niemców, którzy zostali z tych terenów wysiedleni i Polaków przepędzonych setki kilometrów z Wołynia, Rusi Białej i Czerwonej, polskiej Litwy — ze wszystkich pozostawionych chutorów, sztetli i miast za linią Curzona.
Przybyli na oddarty od Rzeszy Wielkoniemieckiej skrawek Górnych Łużyc, którym przed 1918 władali królowie sascy — do dzisiejszej miejsko-wiejskiej gminy Bogatynia, nie wiedzieli jak długo tutaj pozostaną. Wnet dołączyli do nich tułacze z Centralnej Polski — przeludnionej, zrujnowanej, wygłodniałej, wynędzniałej. Sielski, niezniszczony wojenną pożogą podgórski zakątek, z wielkimi gospodarstwami rolnymi, potężnymi fabrykami włókienniczymi, dużą kopalnią i elektrownią za rzeką, a przede wszystkim licznymi zdobyczami cywilizacji: począwszy od bieżącej wody, elektryczności, poprzez telefony, oświetlenie uliczne, wąskotorową kolejkę, po kino, szpital i salę muzealną w siedzibie gminy — był niemal ziemią obiecaną. Niemal, bo jednak obcą, germańską, wrogą — odebraną. A może nawet trochę pożyczoną tylko na jakiś czas…
Osadnicy, nowi koloniści, nie mieli wyjścia — musieli nową ojczyznę oswoić. Nowe państwo, z komunistyczną ideologią intensywnie ten proces stymulowało i wydatnie wspomagało. Po czternastu latach polskości podjęto decyzję o budowie wielkiego kombinatu energetycznego. Po odbudowie Warszawy i wystawieniu krakowskiej Nowej Huty, był to kolejny zryw socrealistycznego kształtowania mass. Dopiero wówczas, kiedy zakotwiczeni tutaj od kilkunastu lat wraz z kolejną falą przybyszów z całej Polski wybudowali sobie nowe domy, przychodnie, szpital, szkołę, sklepy i urządzili place zabaw, skwery i nowy stadion — poczuli się trochę bardziej u siebie.
Od tej pory Ziemie Odzyskane, jak komunistyczne władze Polski początkowo nazwały przejęte od Niemców tereny, zaczęto określać Ziemiami Zachodnimi. Oczywiście nie mogło to dotyczyć Prus Wschodnich, czyli Warmii i Mazur, bowiem leżały na północnym wschodzie państwa. Aczkolwiek termin Ziemie Odzyskane, zamiennie z Ziemiami Zachodnimi przewijał się jeszcze długo; w publicystyce reżimowej nawet do końca Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Dzisiaj uznawany za ahistoryczny, przez wielu uważany za skompromitowany, używany już tylko warunkowo, z przypisami albo w cudzysłowie, genezę miał podwójnie pozytywną.
Polscy komuniści słowem odzyskane legitymizowali przejęcie wschodnich rubieży Niemiec. Historycznie bowiem prawa do Prus Wschodnich i Pomorza Zachodniego były niezwykle naciągane. Niewiele mocniejsze były do zachodniego i środkowego Śląska, a do skrawka Obojga Łużyc — raczej śmieszne. Jedynie Górny Śląsk skropiony krwią polskich powstańców jeszcze w latach 20., mógł na to miano zasługiwać. Odzyskanie Doliny Odry aż po Zalew Szczeciński oraz prawego brzegu Nysy Łużyckiej, odwoływało się do piastowskiego dominium Mieszka I i Bolesława I. Chrobry przez historyczny moment kontrolował nawet całe Milsko, które dzisiaj stanowi zrąb Górnych Łużyc.
Odzyskanie więc było wg nowych władców Polski dziejową sprawiedliwością. Po setkach, bez mała 1000 lat germanizacji, Polska wracała na piastowskie, słowiańskie, na wskroś polskie ziemie. Do naginania, wręcz pisania historii na nowo, zaprzęgnięto gromadę naukowców, publicystów, żurnalistów.
Drugie ocieplające znaczenie odzyskania ziem zachodnich i północnych, było czysto semantyczne: skoro coś się odzyskało, to ma się do tego prawo, nie jest zagrabione. To daje poczucie swojskości, pozwala uważać za własne. No, bo jak się zasadzać na zagrabionym? Naród, który moralnie wygrał straszliwie niszczącą wojnę, nie mógł osiedlać się na łupach.
Trzecią warstwą terminu Ziemie Odzyskane była niewypowiadana głośno, lecz zaklęta weń głęboko, rekompensata za zagrabione przez Związek Radziecki wschodnie województwa włączone do Litewskiej, Białoruskiej i Ukraińskiej Socjalistycznych Republik Radzieckich. Odzyskane, czyli pozyskane w zamian za utracone.
Rodziny, których zbiory zostały wykorzystane do wystawy, zostały symbolicznie uhonorowane kwiatem i podziękowaniami
Na ile ta socjotechnika onomastyczna była skuteczna? Trudno dzisiaj powiedzieć, bowiem nie było to czas prowadzenia pogłębionych badań społecznych. Reżim też nie był skłonny do poznawania prawdy — mogłoby się okazać, że błądzi i wypacza. Być może jednak nie zadziałała tak, jak władza chciała, skoro już po kilku latach Odzyskane zastąpiono Zachodnimi. A może wręcz przeciwnie? Odniosło skutek, sprawdziło się, dlatego zaprzestano oficjalnego stosowania? Skoro jeszcze dzisiaj niekiedy zdarza się nam odwoływać do tego terminu aby na skróty określić poniemieckie tereny. Osobliwe zresztą, że ten ostatni przymiotnik już od kilku dekad nie funkcjonuje w języku potocznym. Jeszcze na przełomie lat 70. i 80. minionego stulecia był powszechny. Nie tylko na terytorium, ale wszelkie dobro materialne nań zastane przez Polaków i do dziś użytkowane. Czy ten zanik poniemieckości poświadcza spolszczenie już tych terenów?
Jak je oswajano na polskim skrawku saskich Górnych Łużyc, można zobaczyć na kilkudziesięciu zdjęciach zebranych, opracowanych i wystawionych w Bibliotece Publicznej w Bogatyni.
Pamiątkowymi fotografiami z pionierskich lat 40., 50. 60. XX stulecia podzieliły się bogatyńskie rodziny: Jaroszów, Walczaków, Kujawów, Babulów, Skorynów, Witków, Sosnowskich, Witczaków, Kaliniaków, Lachowskich, Teterów, Micorów, Kozłowskich oraz Tomalów, Romaniaków, Justyńskich i Zająców. Uzupełnione zostały zbiorami biblioteki.
Wystawa prezentuje osobiste zdjęcia dokumentujące na prywatny użytek codzienne życie oraz archiwalne fotografie ze zbiorów kombinatu — turoszowskich elektrowni oraz kopalni. Pierwsze, z natury rzeczy są spontaniczne; ukazują szerokie spektrum spotkań okolicznościowych, świąt, mniej lub bardziej wyjątkowych sytuacji. Drugie — robotników i rozwój przemysłu wydobywczo-energetycznego Worka Turoszowskiego. Wyrobisko węglowe na przestrzeni lat, maszyny górnicze, zabudowania kopalniane itd. Część zdjęć pokazuje także włókienniczą przeszłość miasta i gminy.
Ekspozycja składa się z ze zdjęć dotąd nigdzie nie publikowanych, ani wystawianych. Tym cenniejszy to zasób. Jego uzupełnieniem, prezentowanym podczas wernisażu w holu bibliotecznym 22 kwietnia br., jest pokaz multimedialny ukazujący uroczystość 75-lecia Zakładowej Orkiestry Dętej Kopalni Węgla Brunatnego TURÓW.
REGION CZY REGIONY? ZIEMIE ZACHODNIE I PÓŁNOCNE 1945-1989. Prof. Pałys rekomendował podczas wykładu wartościową lekturę poświęconą podobnej tematyce
Otwarcie wystawy okraszone zostało wykładem profesora Instytutu Śląskiego w Opolu — Piotra Pałysa. Zgromadzonym, blisko 50 słuchaczom przybliżył historię nazw Ziemie Odzyskane, Ziemie Zachodnie oraz Worek Turoszowski. Prof. Pałys jest znawcą powojennej historii Górnych Łużyc, działaczem społecznym na rzecz przyjaźni między Serbami łużyckimi a Polakami, autorem wielu publikacji naukowych, w tym prezentowanej 7 lat temu w bogatyńskiej bibliotece Kwestii Żytawskiej…, poświęconej rywalizacji o Worek Turoszowski Czechów, Serbów i Polaków.
Kuratorka wystawy, bibliotekarka Marta Justyńska, przygotowała miły akcent wieczoru: przedstawiciele familii, które użyczyły swych rodzinnych fotopamiątek, otrzymali symboliczny kwiat i podziękowanie. Wystawę zaś uroczyście otworzyli Prof. Pałys wraz z dyrektorką placówki, Bożeną Mazowiecką.
Wystawa i wykład ściągnęły do biblioteki kilkadziesiąt osób. To dobitnie pokazuje, że głód lokalnej historii jest duży
Wydarzenie zostało wsparte finansowo przez Fundację Polskiej Grupy Energetycznej. To chwalebny gest, bowiem zlokalizowane w granicach Bogatyni kopalnia węglowa oraz wielka siłownia należące do koncernu, od ponad 60 lat dostarczają Polsce energię elektryczną. Miejscowa ludność płaci za to wcale niemałą cenę. Środowisko naturalne w Bogatyni jest zdegradowane, przez dziesięciolecia zapylenie oraz zanieczyszczenie powietrza spalinami elektrownianymi było miejscową zmorą. Zachorowalność na choroby i schorzenia układu oddechowego była powyżej średniej krajowej. Wyschnięcie lub zatrucie ujęć wody w niektórych miejscowościach eliminowało je z użycia. Hałas i zanieczyszczenie światłem to kolejne czynniki obniżające komfort życia. Całkowita lub częściowa likwidacja kilkunastu miejscowości, a wśród nich pałaców, zabytków świeckich i sakralnych, pięknych domów, ogrodów, sadów itd. oraz pozbawienie Opolna funkcji uzdrowiska, to trudna do wyceny, ofiara złożona Polsce.
Zaś ojczyzna Polaków w ostatnich dziesięcioleciach odwdzięcza się lokalnej społeczności wykluczeniem komunikacyjnym gminy, drastycznym zmniejszeniem wsparcia miejscowej kultury, sportu i aktywności lokalnej, potężnym wzrostem niepewności oraz strachu o miejsca pracy w kombinacie energetycznym. Wcześniej zaś redukcją różnorodności przemysłowej i całkowitym uzależnieniem mieszkańców gminy od kopalni i elektrowni. Bogatynia w latach 90. XX stulecia stała się monomiastem.
Biblioteczną wystawę oraz lokalną historię, powinni poznać przede wszystkim decydenci z zarządu PGE. By zobaczyć jak od ośmiu dekad Górnołużyczanie znad Miedzianki i Nysy budują potęgę jednej z ważniejszych składowych przedsiębiorstwa, z którego czerpią zyski. By wreszcie zaproponowali tej społeczności mądrą wizję przyszłości po węglu.
Mieszkańców zaś, ale i gości Bogatyni, zachęcam do odwiedzin biblioteki i obejrzenia wystawy.
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl