Napisany: 2014-03-27
Zaklęty krąg obrotu nasionami można przerwać
Jeśli chcę zasiać coś na swoim polu lub w ogrodzie, a to na swe potrzeby, a to by płody sprzedać - muszę zacząć od nasion. Kto uprawia wiele lat - często ma swoje. A kto nie ma? Wypada zakupić. Szukam więc sprzedawcy oferującego nasiona, z których wyrośnie zdrowa roślina. Takiej odmiany, która najlepiej odpowiada lokalnym warunkom uprawy, moim potrzebom i mojemu gustowi (np. smakowemu). Roślina, z której będę chciał uzyskać konkretną żywność, jaką jadali być może moi przodkowie. Mogę się zdziwić. Okazuje się bowiem, że legalnie kupię tylko nasiona zarejestrowane w Krajowym rejestrze odmian gatunków roślin uprawnych, prowadzonym przez CENTRALNY OŚRODEK BADANIA ODMIAN ROŚLIN UPRAWNYCH. Tylko od producenta, który otrzymał na sprzedaż odpowiednie zezwolenie.
W tym rejestrze bogactwa nie ma. Jak można wyczytać na www.coboru.pl (oficjalny serwis Ośrodka) "Obecnie do krajowego rejestru mogą być wpisywane odmiany 154 roślin uprawnych, w tym 71 gatunków roślin rolniczych, 55 gatunków roślin warzywnych i 28 roślin sadowniczych". Nawet ja, będąc kompletnym ignorantem w tej dziedzinie wiem, iż odmian jadalnych i uprawianych w naszym klimacie roślin jest znaaacznie więcej. O co więc chodzi??
Oczywiście, że o pieniądze! Wielkie pieniądze. W skali rolnika wcale niemałe, w skali Polski całkiem duże, a w skali świata - OGROMNE.
Aby zarejestrować odmianę rośliny jako materiał siewny, poza wypełnieniem wielu dokumentów trzeba wnieść opłatę - "na witaj", za złożenie wniosku o dokonanie wpisu odmiany do krajowego rejestru (KR) - 500 zł. To dopiero początek drenażu kieszeni producenta nasion. Za każdy sezon wegetacyjny badania odrębności, wyrównania i trwałości (OWT) odmiany (tylko się domyślam co to znaczy) przed wpisaniem do krajowego rejestru od 500 do 700 zł. Potem jest tylko gorzej. Każdy sezon wegetacyjny badania wartości gospodarczej (WGO) odmiany przed wpisaniem do krajowego rejestru od 1000 do 2000 zł. Za wpis odmiany do krajowego rejestru - 200 zł. Za każdy rok utrzymania odmiany w krajowym rejestrze - przez okres pierwszych 5 lat - 200 zł, w następnych latach - 400 zł. Liczycie? Ja straciłem rachubę. Dałem spokój, kiedy wyszło mi DUŻO. To przecież opłaty tylko za jedną odmianę! A jeśli ktoś chce produkować nasiona kilku różnych roślin? W różnych odmianach? Jak wielkim producentem musi się stać rolnik, by zarobić na te opłaty? Dużym. Najlepiej międzynarodową korporacją w branży rolnej. Tylko, że wówczas nie będzie miał interesu w różnorodności. Raczej odwrotnie - jak każde komercyjne przedsięwzięcie, nastawione na maksymalny zysk, przy jak najmniejszym wkładzie.
Dlatego w obrocie tak niewiele odmian roślin uprawnych. Bo drobnego polskiego rolnika, któremu np. pszenica płaskurka o lokalnej odmianie się udaje i chętnie sprzedałby jej nasiona innym - zwyczajnie na ten interes nie stać.
Zaś wielki koncern nasienny zupełnie nie jest zainteresowany, by rozdrabniać się na odmiany tradycyjne, lokalne, regionalne, takie czy śmakie. Rejestruje kilka odmian, patentuje ich modyfikację genetyczną, sprzedaje setkom tysięcy producentów żywności i już. Zarabia przy tym ogromne pieniądze. A my wszyscy skutkiem tego jemy niezróżnicowane pokarmy. Bo obojętne od kogo kupimy mąkę czy chleb. I tak pochodzą z od tego samego producenta nasion. Na talerzu ląduje monotonna dieta. To przypomina wybór między Windowsem Vista a Windowsem 7. Niektórych stać na nadgryzione jabłko, ale co to za wybór?
Na szczęście jest opensource ;-) czyli wymiana nasion. Skoro nie można wytwarzać i sprzedawać legalnie nasion bez drakońskich opłat - trzeba je sobie przekazywać.
Może akurat sąsiad, albo jego sąsiad posiada garść nasion, którymi się podzieli? Owszem - z garstki chleba nie upiekę. Trzeba wiele wytrwałości i czasu, by te nasiona rozmnożyć do ilości zasiewu na większą skalę. Ale ostatecznie się DA! Będę mógł pokazać środkowy palec tym wszystkim, którzy straszą grzywną za wprowadzanie materiału siewnego do obrotu bez wymaganego zezwolenia.
Dzięki wymianie nasion możemy zachować nie tylko różnorodność gatunkową, lecz także obronić się przed zakusami korporacji monopolizujących produkcję żywności. Wymieniając się nasionami możemy nadal uprawiać rośliny, których odmiany na skalę przemysłową już dawno uległy wyparciu przez "nowoczesne" i "opłacalne". Możemy uprawiać, a nawet tworzyć odmiany regionalne, czy wręcz eksperymentalne.
Jasne, że wymiana nasion to nie to samo co swobodna produkcja i obrót. Jasne, że możliwa tylko na niedużą skalę. Jasne, że nie jest rozwiązaniem dla rolników, którzy chcą swobodnie produkować i sprzedawać nasiona rozmaitych odmian roślin. Nie zamierzam jednak nikomu wmawiać, że znalazłem sposób na zmianę systemu i uratowanie świata. To trzeba zrobić w zupełnie inny sposób ;-). Jeśli nie my - być może zrobią to nasi następcy, nie mogąc dłużej znieść życia w absurdzie.
Do tego czasu, kiedy panujący system trzyma się dzielnie i ingeruje w najdrobniejszą sferę życia, wypada tak sobie radzić na ile szczeliny w systemie pozwalają.
W sobotę 29 marca 2014 r. na Stacji Wolimierz będzie okazja by wymienić się nasionami i sadzonkami. Spotkacie także ludzi, którzy wiele wiedzą o permakulturze i GMO. Warto więc się tam wybrać, nawet jeśli nie macie się czym wymienić, bo będzie też Jarmark Wiejski Izerski i jak zawsze dawka pozytywnego fermentu.
Poczytajcie:
RADYCYJNE NASIONA - NASZE DZIEDZICTWO I SKARB NARODOWY
Akcja - Siejmy Przyszłość
Wymiana nasion na Facebooku
Za uświadomienie dziękuję Renacie Korn z Kaszarni KAMIENNE w Kwieciszowicach.
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl