ciasteczkaWażne: Pozostawiamy ciasteczka. Przeglądając nasz serwis AKCEPTUJESZ naszą politykę prywatnościOK, schowaj.

 

Magazyn Kulturalno-Krajoznawczy GÓRY IZERSKIE

GÓRY IZERSKIE na wyciągnięcie ręki
 

• start  » Historia  » Przeklęty junkers

Napisany: 2009-01-14

Przeklęty junkers

Katastrofa lotnicza w pobliżu Bedřichova wpłynęła na przebieg drugiej wojny światowej

Ju 88 z instalacją radarową przypominającą jelenie rogi

Jeden spośród 14 882 samolotów marki Ju-88, został odebrany z fabryki 3 września 1940 r. Zbudowany w wersji A5F (F oznaczało Fernaufklärer tj. dla dalekiego zwiadu), startując z lotnisk Północnej Francji, prowadził loty zwiadowcze nad Anglią. Już 22 grudnia 1940 r. uległ uszkodzeniu przy lądowisku w Jersey. Zniszczenia objęły tylko 15% zostały usunięte, więc maszyna powróciła do służby.
Niemal rok później, 23 grudnia 1941 r., na lotnisku we francuskim Morlaix, samolot rozbił się ponownie. Tym razem uszkodzenia sięgnęły 80% i były tak znaczne, że samolot przebudowany niemal zupełnie. Otrzymał symbol D, co sygnowało dodatkowe zbiorniki paliwa podwieszone na zewnętrznych mocowaniach bomb. Jako Ju-88 D2 z oznaczeniem na kadłubie F2+AH, został przydzielony jako statek szkoleniowy do drugiej lotniczej eskadry uzupełnienia.

Klątwa

W pierwszą rocznicę drugiej katastrofy i niemal w II rocznicę pierwszej, 23 grudnia 1942 r. junkers wystartował w tajny lot z eksperymentalną instalacją radarową na pokładzie. Pilotem był Lt. (= porucznik) Siegfried Walenckowski. Poza nim załogę stanowiło dwóch inżynierów, prawdopodobnie cywilów. Zakłady doświadczalne i fabryki nie miały wówczas własnych samolotów bojowych. Do lotów doświadczalnych wypożyczały maszyny i załogi od Luftwaffe. Junkersy Ju 88, z uwagi na swą prostotę, były nazywane Einmannflugzeug - samolot dla jednego człowieka, tj. przy niebojowym locie z jego prowadzeniem dawał sobie radę jedynie pilot. Nazwiska cywilnych członków załogi nie zostały zanotowane w wojskowym archiwum i prawdopodobnie nigdy ich już nie poznamy.

Ju 88 D2 leciał nad Jizerskými horámi. Tego dnia w regionie rozpętała się straszna burza śniegowa. Nieznane są ostatnie godziny i minuty lotu. Czarnych skrzynek wówczas nie było, a nawet gdyby - i tak ich zapis zostałby utajniony. Jedno jest pewne - owego feralnego dla samolotu dnia - 23 grudnia 1942 r. samolot uderzył w skłon góry Milíř (836 m n.p.m.) w fojteckim lesie.
Dokładnie w dzień rocznicy poprzedniej katastrofy, 2 lata i 1 dzień po pierwszej. Zginęła cała trzyosobowa załoga.

To absolutnie wyjątkowy przypadek w lotnictwie. Ten sam samolot ulega katastrofom przez trzy lata z rzędu, zawsze niemal tej samej daty w roku: 22 grudnia 1940 r., 23 grudnia 1941 r. oraz 23 grudnia 1942 r.
Niewiarygodny przypadek wymyka się prawdopodobieństwu. Może ciążyło nad nim fatum, które nie da się racjonalnie wyjaśnić? Mechanicy i piloci nazwali to przekleństwem. Lotnicy - przyznają to niechętnie - są w większości bardzo przesądni. Czy Lt. Walenckowski wiedział, że 23 grudnia jest dla samolotu datą fatalną? Z całą pewnością! Nie musiał lecieć. Miał prawo bez konsekwencji odmówić. Najwidoczniej postanowił wyzwać los na pojedynek. Może odezwał się w nim słowiański pierwiastek przekory (sądząc po nazwisku płynęła w nim polska krew). Niestety w milczeniu przegrał przeznaczeniem - śniegową burzą.

Milíř, a dalej Ještéd widziane z Jizery

Łatwo sobie wyobrazić z jakim napięciem na powrót samolotu czekali członkowie eskadry i jakie ogarnęło ich przerażenie kiedy nie powrócił. O jego katastrofie dowiedzieli się dopiero 12 marca 1943 r. kiedy resztki samolotu z martwą załogą znaleźli robotnicy leśni. Nikt już nie miał wątpliwości, że na samolocie ciążyła klątwa. Można snuć przypuszczenia, że nawet gdyby samolot został odremontowany - nikt chyba nie chciałby do niego wsiąść, a już na pewno nie 22/23 grudnia.

Okoliczni mieszkańcy przemierzający drogę od Závor koło tamy Černé Nise dołem, po zboczu Milířa do Rudolfova nie mieli pojęcia jaki dramat odegrał się kilkadziesiąt metrów obok. Nie wiedzieli, że trzymiesięczna niepewność co do losu samolotu i jego radarowego pokładowego aparatu, spowodowała opóźnienie w bojowym użyciu technologii. Aż do sierpnia 1943 r. zwłoka chroniła, albo przynajmniej przedłużała żywot setkom alianckich lotników. Tak oto jizerskohorský Milíř niebagatelnie zapisał się w przebiegu II wojny światowej na powietrznej arenie. Zaś izerskie legendy i opowieści wzbogaciły się o kolejną - o zagładzie na Milířu tajnego, przeklętego samolotu.

Arkadiusz Lipin

Na podstawie "Prokletý letoun Ju-88 na Milíři" autorstwa Jaroslava Prchala, Krkonoše - Jizerské hory, Leden 2008

© Góry Izerskie 2006-2023

http://www.goryizerskie.pl

kontakt redakcja facebook prywatność spis treści archiwum partnerzy też warto

 

 

 

Polecane: safari Kenia wyposażenie magazynów montaż haków holowniczych sprzątanie Wrocław