Napisany: 2009-09-01
Od 1944 roku mieszkańcy Mirska mieli do czynienia z uchodźcami, którzy opuścili swe miejsca zamieszkania na rozkaz władz i z obawy przed nadciągającymi ze wschodu Armią Czerwoną i Wojskiem Polskim. Przybywali tu też ranni żołnierze na leczenie i rekonwalescencję. Zaczęto sobie uświadamiać, że do tego spokojnego miasteczka coraz bardziej zbliża się front
W drugiej połowie stycznia 1945 roku dotarły do Mirska fale uciekinierów z Wrocławia i sąsiednich powiatów. Było to związane z rozkazami, na mocy których ludność cywilna pod groźbą śmierci miała ewakuować się z terenów zajmowanych przez wojska radzieckie, niszcząc za sobą całą infrastrukturę. Uciekinierzy obierali jedną z dwóch tras: w stronę Lubania i Zgorzelca albo w stronę Świeradowa Zdroju, a następnie do Czech. Wszystkie domy Lwówka Śląskiego i okolicy były wówczas przepełnione. Miasta i wsie Pogórza Izerskiego podwoiły ilość mieszkańców, a Lubomierz i Świeradów-Zdrój w pewnym okresie nawet potroiły liczbę ludności. W tym okresie w Księdze Chrztów w Mirsku zanotowano 84 chrzty niewątpliwie związane z tą migracją. Władze lokalne nie były w stanie zapewnić dla takiej masy ludzi kwater, wobec czego uciekinierzy koczowali często pod gołym niebem, na podwórzach obejść, a nawet na poboczach dróg.
Ulicami Lwówka [Śląskiego] przesuwał się korowód zmarzniętych uciekinierów, w większości dzieci, kobiet i starców. Szli ciągnąc za sobą ręczne wózki lub wprost nieśli tobołki na plecach, zatrzymując się tylko na czas niezbędnego odpoczynku. Był to przez nikogo nie kierowany przemarsz.
Pomimo nakazów i zbliżającego się frontu niektórzy próbowali przekonywać do pozostania. Te postawy były bezwzględnie karane śmiercią. W powiecie lwóweckim za odmowę ewakuacji swoich wsi rozstrzelano kilku sołtysów. Jeden z mieszkańców Zbylutowa, z zawodu murarz, namawiał ludność do pozostania i wywieszenia białych flag. Został aresztowany i odesłany do Lwówka Śląskiego. Tu przyczepiono mu tablicę z napisem: "Verräter" [zdrajca] i tak oprowadzano go po mieście. Następnie publicznie rozstrzelano, a zwłoki leżały na placu przez 24 godziny, po czym pochowano je w rowie przy placu. Podobna sytuacja miała miejsce w Mirsku. Pięciu żołnierzy niemieckich, którzy usiłowali zdezerterować z armii niemieckiej (według innych relacji spóźnili się o jeden dzień do jednostki), zostało 20 lutego schwytanych i rozstrzelanych na rynku. Byli to: szeregowy Henryk Kunze (lat 18), starszy szeregowy Jan Rumpler (lat 21), szeregowy Jan Weip (lat 26), starszy szeregowy Henryk Mitter (lat 37) oraz Michał Fischer (lat 34). Wszyscy należeli do 2 batalionu 98 Regimentu Grenadierów Pancernych. Zostali pochowani w 21 lutego.
Kolejnymi ofiarami byli francuscy robotnicy przymusowi, których barak znajdował się na terenie dawnego ZPL Skarbków. Pięciu z nich usiłowało zbiec, zostali jednak schwytani i rozstrzelani koło Rębiszowa.
Od 12 do 16 lutego toczyły się walki w Lwówku Śląskim i jego okolicach. Obrona składała się z niewielkich pododdziałów wojska wspartych policją i 2 kompaniami Volkssturmu. Rosjanie celowo niszczyli miasto ogniem dział i wyrzutni rakietowych. Zniszczenia sięgały 40% zabudowy. Relacje mieszkańców opisujące wkroczenie oddziałów radzieckich mówią, że najbardziej pożądanym trofeum były zegarki, choć nie gardzono też innym mieniem.
Znacznie poważniejsza bitwa była związana z obroną Lubania Śląskiego. Można powiedzieć, że był to ostatni znaczący sukces wojsk niemieckich, który pozwolił zatrzymać pochód Rosjan na terenie Górnych Łużyc i doczekać we względnym spokoju końca wojny. Bitwa ta rozpoczęła się 17 lutego od ostrzału artyleryjskiego. Ciężkie walki obronne w samym mieście i jego okolicach toczyły się do 28 lutego. 1 marca rozpoczęto kontratak (operacja "Kozica"), którego celem miało być okrążenie i zniszczenie wojsk radzieckich w rejonie Lubania oraz odzyskanie połączenia kolejowego Zgorzelec-Lubań-Jelenia Góra. 6 marca wyparto Rosjan i 9 marca przywrócono ruch na trasie kolejowej. 3 Armia Pancerna Gwardii, dowodzona przez gen. Pawła Rybałkę, została tak poważnie osłabiona, że wycofano ją z walki dla uzupełnienia ludzi i sprzętu. Propaganda hitlerowska starała się wykorzystać ten sukces. W Lubaniu Śląskim po bitwie był nawet J. Göbbels. Przytaczano potem w materiałach propagandowych (np. kronika filmowa "Die Deutsche Wochenschau" z 5 marca 1945 r.) relacje o bestialstwie żołnierzy radzieckich wobec ludności cywilnej i jeńców wojennych.
Po tych wydarzeniach sąsiedni Gryfów Śląski stał się miastem przyfrontowym. Nie były jednak prowadzone w nim działania wojenne. 8 maja do miasta wkroczyły oddziały radzieckie 31 Armii.
Mirsk zaś od marca przygotowywany był do obrony. Nie miała to być walka na podobieństwo Lubania czy Lwówka, lecz opóźnianie marszu przeciwnika przez zamaskowane stanowiska dział i inne lokalne punkty oporu. Oddział Organizacji Todt zajmował się przygotowywaniem stanowisk obronnych. Na pewno w jednym z nich, na Górze Marcowej, były działa przeciwlotnicze 88 mm. Podczas wędrówek po okolicy odnalazłem wiele pozostałości po okopach z czasów wojny. Przypuszczam, że na Górze Skarbkowej znajdowało się stanowisko dział przeciwpancernych 75 mm, które miało kluczować trasę Proszówka-Mirsk i Rębiszów-Mirsk. W swych domniemaniach opieram się na pozostałościach okopów oraz odnalezionym niewypale pocisku przeciwpancernego na polach pod "kaolinowym" lasem.
7 maja mieszkańcy naszej okolicy, również Gryfowa, otrzymali nakaz ewakuacji. Nie został jednak wypełniony. Tego dnia został wysadzony most na Kwisie obok zakładów lniarskich. W Mirsku pozostał jedynie niewielki oddział SS, którego zadaniem miało być niszczenie przepraw. Oddział ten wysadził też w nocy z 8 na 9 maja most na Rębiszów i, prawdopodobnie, most kolejowy. Chciano wysadzić również młyn w Mlądzu, lecz SSmani zostali powstrzymani przez mieszkańców. 9 maja wkroczyły pierwsze oddziały radzieckie, poszukując niedobitków armii niemieckiej oraz zegarków, co nie przeszkadzało w rekwirowaniu radioodbiorników i rowerów. Radziecka komendantura mieściła się w budynku sądu (obecnie MOPS). Po okolicy, głównie w lasach, zostały rozlokowane oddziały 88 Dywizji Piechoty.
Od 14 maja przez ok. 10 dni przebywało w Mirsku kilkuset niemieckich jeńców, eskortowanych przez Rosjan. Chorzy byli przetrzymywani w dawnej salce katechetycznej i w kościele, jeńcy zdrowi zaś przebywali na cmentarzu, nocując we wnękach murów. Przy okazji rozbrojona została duża bomba lotnicza, która nie wybuchła i wryła się w ziemię w pobliżu narożnika domu w którym mieszkał organista, od strony cmentarza. Jeńcy przebywali przez Zielone Świątki (20 maja) w Mirsku, a kilka dni później wymaszerowali w kierunku Złotoryi, następnie po przekroczeniu autostrady z nieznanego lotniska zostali odtransportowani do ZSRR (wg relacji byłego jeńca, który był w Mirsku w 1976 roku).
Na zakończenie okresu wojennego jeszcze odrobina tajemnicy i sensacji. Ocenie czytelników zostawiam wiarygodność tych rewelacji, lecz kto wie... Możliwe, że jedna i druga wiążą się ze sobą.
Otóż w marcu 1945 roku mieszkańcy okolic Czerniawy Zdrój otrzymali polecenie, by następnego dnia o określonej porze nie wychodzić z domów. Ciekawscy zaobserwowali jedynie przejazd kolumny ciężarówek (podobno było ich 22), które przez Czerniawę Zdrój przejechały, lecz nie dojechały do Świeradowa Zdroju. Zniknęły pomiędzy Opaleńcem i Czerniawską Kopą. Według plotek mógł być to transport bankowego złota. Okolica jest pełna niewielkich sztolni, lecz takiej na 22 ciężarówki nikt dziś nie zna.
Kontynuacją tego wątku jest niepotwierdzona informacja o zaobserwowaniu pod koniec wojny czołgów w okolicy Świeradowa Zdroju. Może nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie to, że były to czołgi amerykańskie. Według relacji prof. Jerzego Łojka, opublikowanej w "Kalendarzu Historycznym", będąc na tych terenach w 1949 roku zwrócił uwagę na zrytą asfaltową drogę . Zapytany autochton odpowiedział, że pod koniec wojny przedarło się przez góry od strony Czech kilkadziesiąt amerykańskich czołgów. Przebywały na tym terenie 2 dni i się wycofały. Najbliższymi Amerykanami była III Armia USA dowodzona przez generała Pattona. Słynął on ze swej, łagodnie mówiąc, niechęci do Rosjan oraz brawury. Może dalekie rozpoznanie?
W jednym z artykułów znalazłem jednak wzmiankę, że w ręce Amerykanów w zachodnich Czechach wpadł niemiecki oficer, który zdradził informację o transporcie złota, ukrytego w Górach Izerskich. Tyle niepotwierdzone (zaznaczam!) pogłoski.
Zakończenie wojny nie przyniosło ze sobą natychmiastowego zakończenia walk. Na terenach należących wcześniej do Niemiec pozostały tajne organizacje, także o charakterze dywersyjno-terrorystycznym. Najbardziej znaną był Wehrwolf, mocno aktywny na tych terenach. Dowództwo Wehrwolfu na obszar Śląska i Sudetów znajdowało się w Libercu, dowódcą był Obersturmbanführer Ernst Müller. Na obszarze Kotliny Jeleniogórskiej dowodził Hans Bonsch, a we Lwówku Śląskim - Herbert Tybert. Na terenie gminy mirskiej najgłośniejszą akcją tej organizacji było zniszczenie (spalenie) Zakładu Płyt Pilśniowych w Mroczkowicach w październiku 1946 roku. W akcji zginęło 2 polskich strażników: Józef Krzemiński i Czesław Zdziechowski. Grupa dowodzona była przez Guntera Weissa i Willego Hilgera. Prawdopodobnie pomagał im Erich Seidel, u którego w stodole nocowała jakaś grupa w noc poprzedzającą akcję. Weiss został wkrótce zatrzymany (później skazany na karę śmierci), a Hilger uciekł na Zachód.
Działania organizacji podziemnych zostały ograniczone po przesiedleniach ludności niemieckiej. Choć na terenie Dolnego Śląska jeszcze w 1948 roku dochodziło do aktów sabotażu.
(c.d.n.)
Artykuł ukazał się w Czasopiśmie Społeczności Lokalnej "IZERY" nr 9 (maj 2009)
Tagi: · Świeradów-Zdrój · II wojna światowa · obozy pracy
Linki: · Druga wojna światowa w Mirsku i okolicach (cz.1) · Řopíky, czyli czeskie bunkry przeciwpiechotne · Przeklęty junkers
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl