Napisany: 2009-10-27
Kat w dawnych czasach był bardzo ważną osobą. Kojarzy się z postawnym mężczyzną w charakterystycznej masce i z toporem lub mieczem. Rzeczywistość była jednak nieco inna. Jedynym obowiązkowym elementem stroju był kapelusz, najczęściej czerwony. Był osobą "niehonorową", dlatego też normą były małżeństwa pomiędzy rodzinami związanymi z katowskim fachem oraz przechodzenie zajęcia z ojca na syna. Kat mieszkał poza miastem. Jego wynagrodzenie za egzekucje i tortury, stosowane przy przesłuchaniach, stanowiły skromną część dochodów. Do codziennych zajęć kata było utrzymywanie miasta w czystości, a więc usuwanie padłych zwierząt (im większe tym lepiej płatne), sprzątanie więzień, łapanie bezpańskich psów. Czasem był wzywany w charakterze lekarza.
Zachował się cennik z 1532 roku:
Dla przykładu cennik kata z Kamiennej Góry zawierał m.in. takie pozycje:
Cennik kamiennogórski pochodzi z okresu późniejszego o około 100 lat niż mirski. Różnice cen mogą wynikać z inflacji bądź z "klasy" kata. Jak widać wyobraźnia naszych przodków była bardzo bogata. Sporo atrakcji za całkiem nieduże pieniądze.
Nie natrafiłem na dokładną datę kiedy w Mirsku pojawił się kat. Z pewnością ta instytucja działa nieprzerwanie od XV wieku do 1692 roku, kiedy to w czasie powodzi woda zabrała wszystkie posiadłości kata wraz z polami i łąkami.
Katowską służbę pełnili w Mirsku
Ciekawe i pouczające są niektóre z wyroków.
Na uwagę, szczególnie włodarzy naszego miasta, powinien zasługiwać wyrok z 1502 roku, na mocy którego pewien mieszczanin musiał zapłacić 10 dukatów kary na to, że klął na urząd magistratu. Z kolei naszych wędkarzy z koła PZW powinien zainteresować wyrok z 14 kwietnia 1663 roku. Tego dnia sieczono rózgami szewca Melchiora Ressela, a następnie przepędzono go z miasta za to, że kradł ryby ze stawu Rady Miejskiej. Była to kara złagodzona, albowiem w 1614 roku za to samo ścięto dwóch kłusowników: 1 marca Stephan Klose i 7 lipca Andreas Stephan. W 1760 roku, w czasie, gdy w okolicy obozowała armia cesarska, zdarzył się następujący wypadek. Felczer armii cesarskiej miał w Żytawie kochankę, z którą żył w cudzołóstwie, przedtem jednak zabił jej męża. Sprawa wyszła na jaw i w Mirsku został on osądzony, a następnie stracony przez ścięcie. Niebawem do Mirska przybyła i owa kobieta, została tu pochwycona, uwięziona i również skazana na karę śmierci. W związku z tym, że była w ciąży egzekucję wstrzymano, a generał Beck wydał ją władzom miejskim. Te osadziły ją w miejscowym areszcie, gdzie przebywała przez 11 tygodni. W tym czasie zgłosił się jeden z huzarów kwaterujących w Giebułtowie, wyrażając chęć poślubienia jej. Władze się na to zgodziły. Ślub odbył się w kościele katolickim w Mirsku, a kobieta została zwolniona z aresztu.
Ostatni z tu opisanych epizodów dedykuję naszej Straży Miejskiej oraz osobom nadużywającym alkoholu. W nocy z 21 na 22 kwietnia 1911 roku strażnik zaaresztował robotnika G., będącego w stanie nietrzeźwym, i zamknął go w dolnej celi wieży ratuszowej. Po czym o nim zapomniał. Więzień w celi przebywał przez kilka dni, nie dawano mu pożywienia ani wody. Po kilku dniach od uwięzienia znaleziono go w celi martwego. Od tego czasu wieżę ratuszową nazywano "wieżą głodową" ("Hungerturm"). Zarząd miasta wydał też odpowiednie zarządzenie, aby w przyszłości podobna sytuacja się nie powtórzyła. Między innymi strażnicy miejscy mieli codziennie obowiązek sprawdzania cel więziennych i o ich stanie meldować oraz spisywać specjalną notatkę służbową.
Artykuł ukazał się w Czasopiśmie Społeczności Lokalnej "IZERY" nry 11 i 12 (wrzesień i październik 2009)
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl