Napisany: 2010-02-19
W Lubomierzu 3 lutego 2010 r. odbyło się spotkanie poświęcone rozwojowi energetyki wiatrowej na Pogórzu Izerskim. Frekwencja zaskoczyła organizatorów - przybyły tłumy
Spotkanie to reakcja na rosnące zainteresowanie inwestorów obszarem Sudetów i Pogórza jako obszarem lokalizacji "farm" elektrowni wiatrowych. Jednocześnie poziom wiedzy mieszkańców i władz samorządowych o niekorzystnych oddziaływaniach takich inwestycji jest niedostateczny. Zaproszenia skierowane były do burmistrzów, radnych, sołtysów oraz pracowników gmin: Lubomierz, Lwówek Śląski, Wleń, Gryfów Śląski, Mirsk, Stara Kamienica, do władz powiatowych Lwówka Śląskiego i Lubania, do przedstawicieli kościoła, instytucji przyrodniczych, rolniczych, turystycznych, organizacji pozarządowych, lokalnych mediów, a także mieszkańców regionu. Organizatorzy zaprosili na spotkanie również licznych fachowców. Spotkanie rozpoczął dr inż. Henryk Wojciechowski z Politechniki Wrocławskiej prezentacją opracowanego przez siebie raportu zysków i strat związanych z budową "farm" wiatrowych. Dowodził, że tego typu inwestycje stanowią głównie zagrożenie (szczególnie na obszarze Sudetów), a opłacają się jedynie inwestorom. Nieodpowiednia lokalizacja "farm" wiatrowych negatywnie działa na krajobraz i środowisko. "Lasy" wiatraków przerywają ciągi migracyjne ptaków i ingerują w ich środowisko. Wytwarzany przez wiatraki hałas negatywnie wpływa na zdrowie mieszkańców. Infradźwięki (niesłyszalne dla ucha fale o częstotliwości poniżej 20 Hz) zakłócają fale radiowe, powodują drgania wnętrzności wywołujące nieustanny niepokój, co może prowadzić do chorób psychicznych. Łopaty wiatraków powodują migotanie odbijanych od nich promieni słonecznych oraz efekt cienia. Ponadto "farmy" wiatrakowe odstraszają turystów, ograniczają możliwości innej działalności gospodarczej, a także znacznie obniżają ceny gruntów i zabudowań - jest to zbyt uciążliwe sąsiedztwo do mieszkania czy prowadzenia działalności, a szczególnie do wypoczynku. Kolejne zagrożenie wiąże się z tym, że wirniki wiatraków będą się pokrywać lodem, a kręcące się z prędkością ponad 200 km/h końcówki śmigieł mogą wyrzucać ten lód na spore odległości. Innym poruszonym problemem był fakt, że nie można zastąpić mocy całej energetyki węglowej energetyką wiatrową. Wymagana jest bowiem rezerwa w postaci energetyki konwencjonalnej. Kotły powinny być przygotowane - do 80 proc. mocy - by je uruchomić w momencie, kiedy nie będzie wiatru. Jest to tzw. gorąca rezerwa - elektrownie "czuwając" nie produkują prądu, ale dwutlenek węgla do atmosfery i tak emitują.
Kolejny ekspert, doktor Mieczysław Sobik - meteorolog i klimatolog z Uniwersytetu Wrocławskiego, odniósł się do warunków klimatycznych w Polsce i na Dolnym Śląsku. Mają one spore znaczenie, bowiem umieszczenie "farm" wiatraków ma sens w regionach, gdzie występują silne wiatry, jak np. w rejonie Słupska. - Na Dolnym Śląsku natomiast nie ma dobrych warunków wiatrowych - mówił dr Sobik. Stwierdził jednak, że firmy nie biorą tego pod uwagę, bo dostają dotacje i dopłaty, więc nie muszą się martwić o rynek zbytu - energetyka musi od nich prąd kupować i to po wyższych cenach, a także wybudować dla nich linię przesyłową. Natomiast wpływy, jakie tafią do kasy gminy z tytułu podatku, wcale nie będą duże. Z wyliczeń naukowców wynika, że za jeden wiatrak to tylko 6-7 tys. zł rocznie. Mieszkańcy wsi nic na tym nie zyskają, "w spadku" po "farmach" mogą zaś dostać zniszczony krajobraz. Powstaje bowiem pytanie, czy po zakończeniu eksploatacji firmy usuną stare, niepotrzebne już wiatraki i tysiące ton betonu wlanego w ziemię jako fundamenty. A zauważyć należy, że do budowy fundamentów największych wiatraków używa się nawet do 1200m3 betonu i wielotonowe zbrojenie. Dodatkowo w podłoże wbijane są nawet 40-metrowe stalowe pale (do usztywnienia konstrukcji). Wrocławscy naukowcy wyraźnie zaznaczyli, że w Polsce nie ma jeszcze precyzyjnych przepisów dotyczących budowania elektrowni wiatrowych. W Stanach Zjednoczonych elektrownie wiatrowe można stawiać dopiero w odległości 12 km od zabudowań mieszkalnych, w Czechach granica wynosi 3 km. - W Polsce, gdzie nie ma unormowań prawych, firmy stawiające elektrownie wiatrowe przyjmują 500-metrową strefę ochronną - mówił dr Henryk Wojciechowski. Stąd wysunięty został wniosek, że to władze gmin powinny bronić ludzi przed takimi inwestycjami.
Jacek Jakubiec z Fundacji Kultury Ekologicznej mówił o konieczności przestrzegania Europejskiej Konwencji Krajobrazowej, którą Polska przyjęła w 2004 roku. Zaznaczył, że tutejsze tereny pod względem zachowanej przyrody i zabytków są dziedzictwem światowym i skarbem, który mamy obowiązek chronić. Natomiast przyrodnicy zaprezentowali poruszający pokaz slajdów - zdjęcia ptaków rozszarpanych przez śmigła oraz nietoperzy, które ściągane przez infradźwięki w pobliżu wiatraków pękają od ciśnienia. A Luk Vanhauwaert - Belg, który wybrał życie na Pogórzu Izerskim - zaapelował by nie popełniać błędów zachodu, gdzie wszystko zabetonowano i dla doraźnego zysku trwale zniszczono przyrodę. - Tam nie ma nic a tu macie prawdziwe wartości - powiedział. Dodał, że dla piękna krajobrazu będą tu przyjeżdżali ludzie z całego świata.
Podczas spotkania wypowiadali się także mieszkańcy Ziemi Kłodzkiej. Tam, dzięki kampanii uświadamiającej, zastopowano budowę "farm" wiatrowych. A władze postawiły na rozwój turystyki. Dosadnie odniósł się do tego obecny na spotkaniu poseł Andrzej Sośnierz - turystyka to też jest "przemysł" [gospodarka] i musicie się zdecydować czy stawiacie na "przemysł" turystyczny czy energetyczny, bo to wzajemnie się wyklucza.
Obecni na spotkaniu Burmistrzowie Wlenia i Lubomierza oświadczyli, że w ich w gminach nie będzie wiatraków. Zastępca Burmistrza Mirska deklaracji nie złożył - wyszedł zanim zaczęły się pytania.
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl