Napisany: 2016-09-22
Wędrówka najpiękniejszą karkonoską doliną czyli Rajd na Raty 2016, wędrówka 31
Zaplanowaną na niedzielę 4 września 2016 roku wycieczkę, w ramach Rajdu na Raty, tradycyjnie zorganizował Zarząd Oddziału PTTK "Sudety Zachodnie" w Jeleniej Górze. Mi przypadł zaszczyt poprowadzenia grupy. W tym roku nastawiłem się na pokazywanie wyjątkowego piękna naszych gór. Staram się więc, aby wycieczki odbiegały nieco od utartych szlaków. Dlatego też są znacznie dłuższe niż przeciętne 12 kilometrów. W znacznym stopniu wynika to ze zbyt słabej komunikacji zbiorowej w subregionie jeleniogórskim. Dlatego trudno zaplanować ciekawą wycieczkę krótszą niż 20 km. Za to dzięki temu uczestnicy mają okazję poznać piękne zakątki położone tuż za granicą państwową. Do tej pory często pomijane przy planowaniu wycieczek.
Na pierwszą wrześniową niedzielę zaplanowałem przejście jedną z najpiękniejszych części Karkonoszy. Po czeskiej stronie gór jest kilka miejsc tak urokliwych, że trudno się nie zatracić w ich podziwianiu przez wiele godzin. Do takich miejsc należy Czartowska Dolina oraz wrzynająca się pomiędzy Kozie Grzbiety a Śląski Grzbiet, Dolina Białej Łaby.
Zanim jednak opowiem coś o tych miejscach wróćmy do początku wycieczki. Na miejsce zbiórki wyznaczyliśmy pętlę autobusową za Osiedlem XX-lecia w Jeleniej Górze. Stamtąd odjechaliśmy autobusem MZK do Przesieki. Tylko w ten sposób mogliśmy dotrzeć najbliżej gór. A i tak czekało nas jeszcze kilka kilometrów marszu po asfalcie. Uciążliwość – nie wyzwanie. Najtrudniejsze jest nachylenie pnącej się pod górę drogi. Tak duże, że wyraźnie czuć wbijanie się w asfalt unoszonych i opadających nóg. Po prostu jest tu stromo, zbyt stromo. Niestety nie ma innej drogi na Przełęcz Karkonoską. Choć zanim na nią dotarliśmy, minęło nas kilka samochodów. Może warto uruchomić jakąś cywilizowaną komunikację, jak po stronie czeskiej? Sprawa jest poruszana przez różne organizacje od kilku lat. Jak dotąd bezskutecznie.
W zaproszeniu na wycieczkę przestrzegliśmy, że trasa przeznaczona jest dla osób z górskim doświadczeniem i kondycją. Mimo to, stawiło się prawie dwadzieścia osób. Czy wszyscy dobrze przemyśleli decyzję i nie okaże się, iż przecenili swoje siły, to się dopiero miało okazać.
Po dwóch kilometrach ciężkie oddechy grupy skłoniły mnie do zarządzenia krótkiego postoju. Wczesny wymarsz się opłacił – słoneczko jeszcze nie wstało, więc nie przygrzewało. Wciąż pod górę. Toteż podziwiać widoki można tylko ukradkiem, zza drzew. Minęliśmy Suchą Górę ze skałkami na Wiaternej, a po drugiej stronie widać było Bażynowe Skały.
Nagle naszą uwagę przykuł wielki dźwig. To raczej niespotykany widok w górach. Okazało się, że to robotnicy odbudowujący schronisko Petrova Bouda ułatwiają sobie pracę.
Wreszcie Przełęcz Karkonoska i od razu ukłucie zazdrości wobec sąsiadów. Z ich strony właśnie podjeżdża kursowy autobus mający tu regularny przystanek. Jak to ułatwia turystom życie!
Aby nie tracić czasu, nie zbaczamy do schroniska „Odrodzenie”, ani nie wchodzimy do żadnego z czeskich schronisk. Wiadomo – jak się gdzieś wdepnie to przeleci przynajmniej godzinka. Założyliśmy tylko cieplejsze ciuchy, kilka łyków ciepłego i w drogę. Tym bardziej, że pogoda zaczęła się psuć – wyraźnie się ochłodziło. W zbudowanej kilka lat temu kapliczce św. Franciszka akurat trwało nabożeństwo. Nie przeszkadzając poszliśmy dalej, choć niektórzy poczuli potrzebę wejścia do środka. Niebawem doszliśmy do pierwszej strefy ochrony, a ta w czeskim Parku Karkonoskim oznacza całkowity zakaz schodzenia ze szlaku.
Dotarliśmy do wylotu Czartowskiej Doliny. To miejsce niezwykłe. Mająca kilka kilometrów dolina Czartowskiego Potoku usłana jest wielkimi rudymi kamieniami. Widok jest tak niesamowity, że przez jakiś czas nikt nie oderwał od niego wzroku. W dolinie wydarzyła się wielka katastrofa. Jej skutki widać do dzisiaj, chociaż już ponad sto lat temu przeprowadzono tutaj wielkie prace budowlane mające zabezpieczyć to miejsce przed dalszym niszczeniem. O dziwo! Udało się i dalsze zniszczenia nie postępują. Dzięki zabezpieczeniom możemy podziwiać to niesamowite miejsce, położone poniżej Małego Szyszaka.
Od Czartowskiej Doliny dzieliło nas niewiele do schroniska U Bílѐho Labe. Wystarczy tylko przejść przez drewniany mostek, przy którym Czarci potok wpada do Białej Łaby. Wreszcie odpoczęliśmy. Co prawda tłok, ale znalazło się kilka wolnych stolików. Wszak to ogromny obiekt. Najważniejsze, że mogliśmy skonsumować to, co przynieśliśmy ze sobą i dokupić co nieco.
Po odpoczynku ruszyliśmy w dolinę Białej Łaby. To główna atrakcja wycieczki. Wiedzie stromą ścieżką wyłożoną kamieniami, wciąż pod górę, pod prąd płynącej rzeki. Niektórzy z nas zastanawiali się dlaczego tak ją nazwano. Otóż przydomek Biała odróżniał tak rzekę od właściwej Łaby. Minęliśmy miejsce, gdzie 2 września 1994 roku zeszła lawina ziemna. Nie było to zjawisko odosobnione w tym rejonie.
Biała Łaba należy do zlewni Morza Północnego. Dla niektórych może to być zaskoczeniem, ale niemal wszystkie cieki wodne z południowych Karkonoszy i Gór Izerskich swoje wody kierują właśnie na północny-zachód. Rzeka została gruntownie uregulowana, więc co kawałek widać na niej jakieś stopnie bądź kaskady.
Wciąż idąc pod górę w stronę Luční boudy, z prawej mieliśmy strome zbocze. Wieje grozą. Z lewej szumiąca woda. Widoki wprost rewelacyjne, niestety nie da się ich podziwiać pnąc się pod górę. Ścieżka bowiem jest tak nierówna, że wystarczy moment nieuwagi by wylądować kilkadziesiąt metrów niżej. Zmuszeni do wyboru: widoki albo bezpieczeństwo, wybraliśmy wariant pośredni – mozolne tempo marszu. Podejście doliną trwa z reguły 1,5 godziny. Nam zabrało niemal dwa razy tyle.
Trud został wynagrodzony na łące przy Luční boudzie. Rozłożyliśmy się na trawie i wystawiliśmy buzie do słońca. Przyjemny zapach siana...
Lenistwo nie wynikało wyłącznie z chęci odpoczynku. Mogliśmy przecież to zrobić siedząc przy stoliku w schronisku. Chodziło jednak o zaczekanie na słabszych uczestników wycieczki. Pewnie zrobiłoby im się przykro, gdybyśmy sami poszli do schroniska. Wreszcie dotarli, więc po krótkim odpoczynku i sesji zdjęciowej, udaliśmy się wszyscy na obiad. Na szczęście w Luční boudzie jest tak dużo kelnerów, że posiłek ląduje na stole niemal od ręki.
Dotychczasowa trasa dała niektórym w kość. Postanowili odłączyć się od grupy i pójść na Kopę, aby zjechać wyciągiem do Karpacza. Już na starcie obawiałem się, że nie wszyscy podołają trudom wycieczki. Dlatego z zadowoleniem przyjąłem takie ich zachowanie. Lepiej krócej, a bezpieczniej, niż brawurowo z kontuzją...
Po odpoczynku ruszyliśmy w stronę Spalonej Strażnicy. Niestety znów pod górę. Dopiero po przekroczeniu grzbietu wreszcie zejście w dół. Nogi domagały się już jakiejś zmiany. Wkrótce dotarliśmy do Strzechy Akademickiej. Po raz ostatni mogliśmy zjeść coś ciepłego. Dalej wystarczyło już zejść do Białego Jaru i spokojnie wybrać autobus do Jeleniej Góry. Tak, wybrać, bowiem okazało się, że jeden jedzie przez Zabobrze, a drugi przez Podgórzyn.
Pokonaliśmy grubo ponad 20 kilometrów piechotą i kilkanaście autobusami. To niewielka cena za piękno, które spotkaliśmy po drodze.
Tagi: · relacja z wędrówki · wędrówki · rajdy górskie
Linki: · Do wodospadu Mumlavy · Do źródeł Łaby · Ostatnia rata
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl