ciasteczkaWażne: Pozostawiamy ciasteczka. Przeglądając nasz serwis AKCEPTUJESZ naszą politykę prywatnościOK, schowaj.

 

Magazyn Kulturalno-Krajoznawczy GÓRY IZERSKIE

GÓRY IZERSKIE na wyciągnięcie ręki
 

• start  » Historia  » Laboranci w Górach Izerskich (cz.2)

Napisany: 2010-05-13

Laboranci w Górach Izerskich (cz.2)

Epoka europejskiego renesansu przyniosła żywiołowe zainteresowanie otaczającą człowieka przyrodą. Wynalazek druku umożliwił szerokie spopularyzowanie wiedzy o ziołach i samych lekach

Ilustracja z Herbarium Apuleiusa Platonicusa (Źródło : Wikipedia)

Pierwszym drukowanym zielnikiem było włoskie Herbarium Apuleiusa Platonicusa, wydane w Rzymie, prawdopodobnie w 1481 r. W kolejnych latach znaczny wpływ na popularyzację ziołolecznictwa odegrały znane na Śląsku dzieła Paracelsusa (1493-1541), największego lekarza i przyrodnika doby renesansu. Uważał, że jeśli choroba wywodzi się z przyrody, to w przyrodzie, w najbliższym otoczeniu chorego, muszą istnieć środki, mogące go wyleczyć. Na miejsce skomplikowanych, a niekiedy wręcz szarlatańskich recept średniowiecza Paracelsus wprowadzał proste i skuteczne leki roślinne. Wiedza ta stopniowo przenikała do środowiska izerskich i karkonoskich zielarzy.

Z połowy XVI w. pochodzą pierwsze pisemne wzmianki o zbieraniu ziół w Sudetach. Zapiski te dotyczą zainteresowania ziołami ze strony tak zwanej "oficjalnej medycyny", reprezentowanej przez uczonych i lekarzy, którzy najczęściej przybywali w Góry Izerskie i Karkonosze z królewskiej Pragi.

Portret Pietro Andrea Mattiolli (Źródło: Wikipedia)

Pietro Andrea Mattiolli, znany jako Mathiolus (1500-1577), z pochodzenia sieneńczyk, osobisty medyk cesarza Maksymiliana II, poszukiwał w Karkonoszach leczniczych ziół. Szczególną uwagę zwracał na korzenie goździków górskich, których liczne stanowiska znalazł w okolicy źródeł Łaby. Wyniki swych badań Mathiolus opublikował w herbarzu - opisie karkonoskich ziół wydanym w 1565 r.

W 1578 r. wydana została mapa Karkonoszy, której autorem był mieszkający w czeskim Trutnovie kronikarz Simon Hüttel (1530-1601). Mapa w szczególny sposób łączyła kartograficzny opis gór ze scenami przedstawiającymi najbardziej charakterystyczne miejsca i zajęcia tutejszej ludności. Na mapie pojawiają się dwie postacie laborantów, którzy zbierają korzenie u źródeł Upy, na Białej Łące. Pochylony mężczyzna w kapeluszu, kubraku i spodniach do kolan wykopuje motyką korzenie ziół. Stojąca obok kobieta w białym czepcu, serdaku, czerwonej spódnicy i wzorzystym fartuchu wydobywa korzenie trójkątną łopatą. Mężczyzna i kobieta składają korzenie do stojącego obok dużego kosza. Poniżej Hüttel umieścił napis Die natter wurtze - "rdest wężownik".

Rdest wężownik, który występuje na wilgotnych torfowiskowych łąkach i polanach, uważany był za jedną z najskuteczniejszych roślin leczniczych. Szczególne właściwości ma kłącze, które wykopuje się wiosną lub jesienią ze starszych roślin. Kłącze wężownika używane było jako lek ściągający przy biegunkach, nieżytach jelit oraz jako medykament tamujący krew. Zewnętrznie wyciąg z wężownika stosowany był do płukania gardła oraz do okładów przy owrzodzeniach, oparzeniach i na trudno gojące się rany. Wydobywające rdest wężownik postacie na mapie Hüttela to najstarsze przedstawienie karkonoskich laborantów.

Okres panowania cesarza Rudolfa II (1576-1611) był w historii renesansowej Europy czasem niezwykłym. W 1583 r. Rudolf II przeniósł się wraz dworem do Pragi, która stała się najważniejszym miastem monarchii austriackich Habsburgów. Wraz z cesarzem do miasta napłynęło wielu literatów, uczonych i artystów. Powszechnie znane były artystyczne, alchemiczne i astrologiczne zainteresowania Rudolfa II. Na cesarskim dworze trwały poszukiwania kamienia filozoficznego, mającego mieć dar przeistaczania metali nieszlachetnych w złoto oraz wytworzenia eliksiru długowieczności, zwanego też eliksirem życia. Spowodowało to wzmożony popyt na minerały i kamienie szlachetne oraz zioła, których intensywnie poszukiwano w rejonie niedaleko położonych od Pragi, a zasobnych w bogactwa naturalne Sudetów Zachodnich.

Na polecenie cesarskie Karkonosze przeszukiwał pochodzący ze Strzegomia lekarz Johannes Scultetus, zwany od swoich licznych górskich wędrówek jako Johannes Montanus, z końcem XVI w. wysławiał umiejętności tutejszych zielarzy.

Również w tym czasie pochodzący z walońskiej Bruggi Anselmus Boetius de Boot, uczony, osobisty lekarz i alchemik cesarski, pracował nad wynalezieniem eliksiru życia oraz poszukiwał kamienia filozoficznego. W latach 1590-1596 udawał się kilkakrotnie na Śląsk, gdzie nabywał sekretne preparaty. De Boot prowadził na Hali Izerskiej poszukiwania minerałów, kamieni szlachetnych, pereł i ziół, a towarzyszył mu Heinrich Koberscheit, urzędnik cesarski. W wyniku tych wypraw w 1609 r. de Boot opublikował słynną księgę Gemmarum et lapidarum historiae – "Historia kamieni drogocennych i pospolitych".

Do początków XVII w. wydanych zostało kilkanaście różnego rodzaju herbarzy i opisów śląskich ziół, których autorami byli Caesalpin, Cortusus, Carolus Clusius, Johann Bauhin, Conrad Gesner, Hieronimus Tragus, Dalechampius, Tabernaemontanus, Friedrich Sebitz, Ruellius, Talius, Scaliger, Lobelius, wspomniany już Matthiolus, Guilandinus, Crescentius, Bellonius, Dodonaeus i inni. Tak duża liczba specjalistycznych wydawnictw świadczy o wielkim zainteresowaniu ze strony wybitnych niejednokrotnie postaci ze świata medycyny karkonoskimi ziołami. Po latach ukoronowaniem tych dzieł stał się wydany w 1777 r. przez grafa Hendricha Gottfrieda von Mattuschka (1734-1779), właściciela licznych dóbr ziemskich, w tym leżącego u stóp Śnieżki Miłkowa, monumentalny herbarz Folra silesiaca. Herbarz ten stał się najpełniejszą prezentacją świata śląskich roślin w okresie oświecenia i do dziś jeszcze zawiera sporo aktualnych informacji z zakresu ziołolecznictwa.

Portret Caspara Schwenckfeldta (Źródło: Wikipedia)

Caspar Schwenckfeldt (1563-1609), jeleniogórski zielarz, doktor medycyny i humanista, zanotował w swym dzienniku:
[...] w górskich wioskach wielokrotnie trafiłem na zielarzy znających wybornie sztukę leczenia i służących bliźnim.

W botanicznym opisie Cieplic Śląskich i okolic wydanym w 1607 r. (drugie wydanie 1619) Schwenckfeldt pisał, że w górach spotykano licznych korzenników i zielarzy, którzy zbierając zioła prawie zupełnie wytępili niektóre gatunki roślin. Karkonoscy zielarze uprawiali nierzadko nielegalną praktykę lekarską, uzyskując w oczach jeleniogórskiego lekarza niezbyt pochlebne miano medicastri indocti - "niedouczonych medyków". W dziełach Schwenckfelda zawartych jest sporo praktycznych informacji dotyczących karkonoskich ziół i ich leczniczych właściwości.

W tym czasie zachodniosudeckie ziołolecznictwo stawało się coraz bardziej popularne. W końcu XVI, a także w wieku XVII część zielarzy przeszła z Czech na północną stronę Gór Izerskich i Karkonoszy w obawie przed prześladowaniami religijnymi oraz skutkami wojny trzydziestoletniej. W 1622 r. lub 1623 r. w Karpaczu osiadła grupa protestanckich uchodźców religijnych z Czech. Miał wśród nich znaleźć się Georg Werner, pochodzący z Kłodzka aptekarz. Werner dać miał początek karkonoskiemu ośrodkowi laborantów, a zielarską wiedzę przekazał synowi.

Duch Gór (Rübezahl) wg Moritza von Schwind (Źródło: Wikipedia)

Do ogromnej popularności ziołowych leków przyczyniła się legenda otaczająca od wieków Góry Olbrzymie - siedzibę Ducha Gór. Laboranci podtrzymywali ten mit, obierając sobie za patrona karkonoskiego władcę, a jego malowanymi podobiznami ozdabiali zielarskie kramy. Przy sprzedaży medykamentów laboranci opowiadali liczne legendy związane ze srogim władcą Riesengebirge. Niejednokrotnie Duch Gór bywał określany jako Wurzelmann czyli "korzennik", jako najbardziej wtajemniczony w leczniczą skuteczność sudeckich ziół. W licznych legendach Duch Gór był srogim stróżem i opiekunem górskich roślin.

Według jednej z legend pewnego razu na Przełęcz Okraj wybrało się kilku wędrowców. Znużeni usiedli przy ścieżce, aby się posilić. Nagle podszedł Duch Gór, który ukazał się w ludzkiej postaci jako włóczęga, z prośbą, aby podzielili się z nim jadłem. Wszyscy, prócz jednego, odmówili strawy. Z zemsty karkonoski władca wrzucił do kociołka z jedzeniem garść tajemniczych ziół. W chwilę potem Duch Gór zniknął, a niegościnni wędrowcy, prócz tego, który okazał swoją życzliwość, nagle dostali gwałtownego, a obfitego rozwolnienia. Od tego zdarzenia ścieżka otrzymała nazwę "żółtej drogi" (obecnie szlak żółty). I dziś jeszcze, szczególnie w dni pochmurne i wilgotne, gdy wieje wiatr od wschodu, nad Karpaczem i okolicą unosi się lekki, acz dokuczliwy fetor.

Co zrozumiałe, dawni laboranci starali się odstraszyć postronnych, aby ukryć w ten sposób przed obcymi miejsca poszukiwań i tajniki produkcji karkonoskich medykamentów. Świadczą o tym liczne legendy. W drugiej połowie XVII w. M. J. Praetorius w zbiorze Znane i nieznane historie o karkonoskim Duchu Gór zamieścił wiele legend dotyczących zielarzy i postaci karkonoskiego władcy. W jednej z nich pisał:
Duch Gór nie pozwala ograbić swego ogrodu
Pewnego razu czterech Walończyków poszło do Krebsa
[laborant z Piechowic - przyp. P.W.], który mieszka pod górami i prosili go, żeby zechciał z nimi pójść w góry. Obiecali przy tym postępować według jego woli. Krebs zapytał ich, czego zamierzają szukać w górach. Odpowiedzieli, że chcą korzeni i szlachetnych kamieni, między innymi także prawdziwego korzenia mandragory. Krebs powiedział im i sumiennie ich ostrzegł, żeby szukali czego chcą, ale korzeń mandragory mają zostawić w spokoju, ponieważ Pan Gór, jeśliby miał ów korzeń, to zostawi go dla siebie. Nie da go nikomu innemu, prócz tego, komu zechce go dać. Odpowiedzieli, że to właśnie z powodu korzenia mandragory wybrali się w tak daleką podróż i zamierzają poważyć się na to na własne ryzyko i odpowiedzialność. Krebs ostrzegł ich jeszcze raz sumiennie, lecz nie chcieli go słuchać. Kiedy później jeden z nich wziął motykę i uderzył nią pierwszy raz w ziemię, wtedy upadł, stał się czarny jak węgiel i natychmiast skonał. Trzej pozostali tak się przestraszyli, że uwierzyli Krebsowi, który ich przecież ostrzegał. Wtedy poszli z nim szukać innych kamieni szlachetnych, a swego dobrego kompana pochowali.

Mandragora lekarska Mandragora officinarum L. - ilustracja metody wyrywania mandragory (Źródło: Wikipedia)

Magiczny korzeń mandragory był szczególnie poszukiwany przez zielarzy w średniowieczu i w czasach nowożytnych. Dziś ta czarodziejska roślina znana jest jeszcze botanikom, powszechnie jednak została zapomniana. Korzeń mandragory przypominał kształtem ludzką postać, dzięki czemu traktowany jako antidotum i stosowany był przeciw wszystkim chorobom. Wykopanie korzenia mandragory wymagało zachowania specjalnych reguł, gdyż podczas wydobycia korzeń miał jęczeć i okropnie krzyczeć tak okropnie, że ten, który go wykopywał, wkrótce umierał. Dlatego, aby wydobyć korzeń, trzeba było w piątek przed wschodem słońca zatkać mocno uszy, wyjść z czarnym psem, uczynić trzy razy znak krzyża nad mandragorą i okopać dookoła ziemię. Potem należało przywiązać psa za ogon do korzenia, pokazać mu kawałek chleba i szybko uciec. Pies miał pobiec za człowiekiem, wyciągnąć korzeń, zaraz jednak padał martwy. Dla odpędzenia złych duchów dęto też w rogi, aż do wyrwania mandragory. Korzeń po wyrwaniu z ziemi nie był już niebezpieczny, ponieważ został przerwany jego związek z ciemnymi mocami zła. Wtedy należało podnieść korzeń, obmyć czerwonym winem, zawinąć w białe szatki, włożyć do pudełka, a następnie kąpać w każdy piątek i o każdej pełni dawać mu nową białą szatkę.

Korzeń mandragory był przedmiotem kultu jako talizman przynoszący szczęście. Wędrowni zielarze ubierali go w kolorowe skrawki materiałów i sprzedawali jako coś niezwykle cennego. Wierzono, że posiadacz korzenia mandragory zachowa młodość, urodę, szczęście i miłość, a nawet odkryje skarby. Trudno więc się dziwić, że karkonoski Duch Gór nie chciał się dzielić tajemniczym korzeniem mandragory z przygodnymi wędrowcami.

Ze środowisk laborantów, a także poszukiwaczy minerałów i kamieni szlachetnych oraz hutników szkła rozeszła się po Europie opowieść o groźnym karkonoskim Duchu Gór, który czyha na niepowołanych śmiałków nawiedzających jego królestwo. Wydaje się, że legenda ta, zwielokrotniona przez ustne i pisemne przekazy, dobrze zabezpieczała tajemnice ludzi, którzy obficie czerpali z naturalnych bogactw gór.

Po ciężkich dla Dolnego Śląska latach wojny trzydziestoletniej ponowny wzrost popularności laborantów datuje się od drugiej połowy XVII w.
Zachodniosudeccy laboranci roznosili medykamenty po Śląsku i krajach sąsiednich. Z 1690 r. zachował się opis karkonoskiego laboranta autorstwa Benjamina Schmolcka (1672-1737), świdnickiego kompozytora pieśni kościelnych:
[...] w tej wsi [Karpaczu - przyp. P.W.] swój dom miał znany leśnik lub laborant, zwany jako Großmann. Spytaliśmy więc jak można go odnaleźć i po jakiejś pół godzinie byliśmy u niego. Jeszcze gdy byłem dzieckiem, znałem jego ojca. Krążył on ze swoim żmijowym i ziołowym kramem od targu do targu. Był postacią niezwykłą; wielkiej postawy, ubrany cały na zielono, miał na głowie niesamowity wieniec z różnych ziół i równie niesamowitą brodę. Wokół szyi wisiały mu żywe żmije, które wkładał sobie do ust lub dawał się on im kąsać po rękach aż płynęła z nich krew. Na plecach nosił motykę do kopania korzeni i pokrzykiwał gromko od czasu do czasu: "Hej, wezmę moją haczkę na ramię !" Pokazywał też różne inne kuglarstwa, a gdy zebrało się więcej osób pokazywał im, aby uwierzyć mogli, moc żmijowego sadła, którą leczył ukąszenia. Powoływał się na takie wyjątkowe korzenie, które posiada, a które prowadzą do uzdrowienia nawet wtedy, jeśli ktoś oślepł na wskutek uroku rzuconego przez czarownicę.

Z czasem największym skupiskiem laborantów stał się Karpacz, choć ich działalność rozciągała się na cały teren gór. Według jednej z legend początek ośrodka laborantów pod Śnieżką dać mieli około 1700 r., bądź też dużo wcześniej, Mikołaj i Salomon - dwaj nieznani z nazwisk studenci medycyny uniwersytetu w Pradze. Z własnej woli, z powodu panujących w Pradze zamieszek, chroniąc się przed zarazą, bądź jak głosi kolejna wersja, obawiając się odpowiedzialności za udział w krwawym pojedynku z lekarzem czy aptekarzem, studenci uciekli w góry, do Karpacza. Tutaj postanowili zamieszkać i oprzeć lekarską praktykę na połączeniu nauki medycznej i leczniczych właściwości natury. Studenci mieli zetknąć się z mieszkańcami Karpacza i w podzięce za gościnę przekazać im swoją wiedzę. Dzięki temu znacznie rozszerzyli zastosowanie ziół w leczeniu różnych schorzeń i dolegliwości, a także założyli pierwszą w Karpaczu aptekę. O ile nie znane są nazwiska praskich studentów, to zachowały się nazwiska ich pierwszych karkonoskich uczniów. Byli to Melchior Grossmann i Jonas Exner, którzy w 1696 r. opłacali jedne z najwyższych we wsi podatków i już wtedy zajmowali się leczniczym wykorzystaniem ziół.

Legenda ta, posiadająca wiele cech prawdopodobieństwa, pozostaje jednak tylko legendą, gdyż leczenie ziołami w Górach Izerskich i Karkonoszach znane było o wiele wcześniej i sięgało średniowiecza. Prawdopodobnie miejscowi zielarze w ten sposób wspominali lekarzy z królewskiej Pragi czy też protestanckich uchodźców religijnych zaznajomionych z kunsztem medycznym, którzy od okresu renesansu często odwiedzali te strony. Wzmianka o zatargu z jakimś lekarzem czy aptekarzem odzwierciedlać mogła narastający z czasem konflikt pomiędzy zielarzami, a "oficjalną" sztuką lekarską.

Pod koniec XVII w. Karpacz liczył 57 domów, z których w około 40 mieszkali laboranci. Do najbardziej znanych rodzin zielarskich należeli Grossmann, Exner, Hampel (późniejsi właściciele schroniska Hampel-Baude, dziś Strzecha Akademicka), Negefindt, Rittmann, Finger, Breither, Wehner, Drescher i Schmied (później Schmidt). W tym czasie Karpacz był więc ukształtowanym od dawna ośrodkiem zielarskim. W innych podgórskich osadach Gór Izerskich i Karkonoszy zielarze występują rzadziej, choć na całym obszarze natrafić można na ślady ich działalności.

Około 1700 r. zielarze z Karpacza i okolic utworzyli własny cech, w którym funkcje mistrzowskie pełnili laboranci. Górskich ziół do wyrobu medykamentów szukali sami laboranci, dostarczali ich też ubożsi zbieracze lub ogrodnicy trudniący się hodowlą najbardziej poszukiwanych gatunków. W produkcji leków pomagali mistrzom terminatorzy i czeladnicy. Adolf Traugott von Gersdorf (1744-1807) określił karpackich zbieraczy ziół jako ludzi bardzo prostych, prawie że dzieci natury. W tym czasie Karpacz od znacznej liczby zakładów laboranckich, w których wytwarzano i sprzedawano ziołowe leki nazwany został wsią aptekarzy.

Apteka zielarza to nie był zwyczajny dom

Domy karkonoskich laborantów nie wyróżniały się na zewnątrz niczym szczególnym. Były to, typowe dla regionu Gór Izerskich i Karkonoszy, parterowe zwykle chaty o dwuspadowych dachach i konstrukcji przysłupowo-zrębowej, lecz ich wnętrza wyglądały zupełnie inaczej. Na parterze przedzielonym sienią największą izbę, częstokroć murowaną z granitowych kamieni, zajmowało laboratorium z piecem i przyrządami służącymi do destylacji (flasze, retorty, kotły, chłodnice, filtry). Przyległego pomieszczenia używano do produkcji (młynki, sita, mieszalniki, moździerze) i porcjowania medykamentów. W bocznej izbie urządzony był magazyn produktów z szafami, beczkami, skrzyniami i rozlicznymi półkami na surowce oraz gotowe wyroby. Przewiewne poddasze używane było jako suszarnia dla ziół i korzeni. Wysuszony materiał ze względu na niebezpieczeństwo pożaru przechowywany był w niewielkich, wolno stojących zabudowaniach. Obok głównego budynku znajdował się ogródek, stanowiący rodzaj podręcznej apteki, w którym rosły liczne zioła.

Z powodu wielości wytwarzanych leków laboranci posługiwali się herbarzami, notatkami i receptami. W zapiskach zielarze niejednokrotnie używali łacińskich nazw dla ochrony swych tajemnic. Znajomość łaciny była wymagana podczas mistrzowskiego egzaminu wyzwalającego na laboranta. Znana z połowy XVIII w. receptura obejmowała sposób wytwarzania ponad 200 specyfików. Przyrządzano je nie tylko z ziół, ale także z minerałów, chemikaliów i preparatów zwierzęcych, jak na przykład nalewka na rogach jelenia, maści ze żmij, salamander czy żab. Niektóre z tych preparatów używane były jako afrodyzjaki. Najstarszą księgą karpackiego laboranta była pochodząca z 1792 r., lecz znana z późniejszego o prawie sto lat odpisu, Medicin-Buch vor Joh. Christoph Rittmann. Niewątpliwie istniały już wcześniej takie kompendia laboranckiej wiedzy.

Sudeckie środki lecznicze mieszano ze sprowadzanymi z Wrocławia i Jeleniej Góry olejami, solami, kwasami czy destylowanym w lokalnych, bądź przydomowych gorzelniach alkoholem. Duże znaczenie w przygotowywaniu ziołowych eliksirów miał kwas siarkowy wytwarzany w Szklarskiej Porębie Dolnej. W dolinie rzeki Kamiennej do początków XIX w. działała witriolejnia - wytwórnia kwasu siarkowego produkowanego z wydobywanych w sztolniach na Czarnym Grzbiecie Izerskim łupków pirytu. Określenie "vitriol" było akronimem formuły alchemików streszczającej ich doktrynę: visita interiorem terrae rectificando invenies operae lapidem co oznacza "zejdź do wnętrza ziemi, destylując znajdziesz kamień filozoficzny". Był to swego czasu największy taki zakład w Prusach.
(c.d.n.)

Przemysław Wiater

Tagi: · lekarstwa · laboranci · lekarstwa

Linki: · Laboranci w Górach Izerskich (cz.1) · Laboranci w Górach Izerskich (cz.3) · Walończycy - poszukiwacze skarbów Gór Izerskich

© Góry Izerskie 2006-2023

http://www.goryizerskie.pl

kontakt redakcja facebook prywatność spis treści archiwum partnerzy też warto

 

 

 

Polecane: montaż haków holowniczych safari Kenia wyposażenie magazynów sprzątanie Wrocław