• start » Książnica Izerska » Łużycka ziemia nieznana
Napisany: 2019-06-17
Małe i duże wędrówki przez Górne Łużyce z książkami w plecaku
Górne Łużyce to kraj niemal w Polsce nieznany. Mimo, że żyje w nim ok. 170 tys. Polaków, a jego wschodnia ćwierć należy do państwa polskiego od 74 lat. Sami mieszkańcy niestety wciąż niewiele wiedzą o ziemi, na której żyją. Nie miejsce i czas aby wyjaśniać tego przyczyny, bo są one dość powszechnie znane. Główną jest całkowita wymiana ludności po 1945 r., kiedy to zakończyła się najstraszniejsza z wojen na kontynencie europejskim.
Górne Łużyce wszak to kraj wielce ciekawy, mający bezprecedensową historię, cieszący się przez setki lat niemałą autonomią, choć nigdy nie był suwerennym państwem. Aczkolwiek to właśnie jest największą siłą tego kulturowego organizmu. Udowadnia bowiem, jak w wielu innych regionach kontynentalnej i wyspiarskiej Europy, że wbrew nacjonalistycznym teoriom nie trzeba mieć własnej armii, hegemona, pieniądza itd., by rozwijać kulturę, język, naukę, by pracować, budować i handlować.
Na progu rozpoczynających się szkolnych wakacji zapraszamy do podróży przez Polskie Górne Łużyce z dwiema książkami. Obie mogą być ciekawymi przewodnikami, inspirującymi do podróży w przestrzeni i czasie, wg klucza geograficznego lub kulturowego. Książki dzieli niemal wszystko: tematyka, czas powstania, gatunek, a nawet format i objętość. Spoiwem są Górne Łużyce i ich osobliwa architektura...
Polskie Górne Łużyce zaistniały decyzją Stalina, któremu spodobał się najwidoczniej przebieg granicy po Odrze i Nysie Łużyckiej między podbitą Polską a pobitymi Niemcami. Twór geograficzno-kulturowy, powstały z odcięcia od Saksonii i Prowincji Śląskiej wschodniego pasa, samorzutnie zwany bywa Polskimi Górnymi Łużycami. Odróżnia się w ten sposób od pozostałej w Niemczech części G. Łużyc. Jako że granica państwowa przez bez mała 50 lat była szczelna, a w Polsce o łużyckości tych ziem mało kto wiedział, PGŁ zostały wyprane z kulturowej odmienności. Przetrwała jedynie w warstwie materialnej, pod postacią architektury, niezwykle charakterystycznej w wydaniu ludowym. Domy przysłupowo-szachulcowe – perły Górnych Łużyc – są atrakcją samą w sobie. I choć Polskie Górne Łużyce zrośnięte ze Śląskiem, wręcz zagubiły w świadomości Polaków odrębność – nadal dają się wyróżnić w terenie, toponomastyce i historii.
Waldemar Bena, autor kilku niezwykle pouczających i ciekawych publikacji poświęconych górnołużyckiej ziemi (fot. AL)
Do czasu, kiedy Górnołużyczanin Waldemar Bena nie obdarzył nas swym, bodaj największym, dziełem – niewiele w polszczyźnie mogliśmy o Górnych Łużycach przeczytać. Owszem, były opracowania takie, jak np. Między Nysą Łużycką a Kwisą Krzysztofa R. Mazurskiego, które wraz z jego licznymi publikacjami w czasopismach krajoznawczych i przewodnikach turystycznych dawały chociaż minimum wiedzy o tym zakątku Europy. Do tej garści trzy grosze dorzucili inni autorzy, głównie ze stolicy Śląska, Wrocławia.
Nikt jednak do czasów ukazania się Polskich Górnych Łużyc nie zrobił tego tak kompleksowo, tak rzetelnie i tak dobrze. Opracowanie Waldemara Beny to wręcz encyklopedia Górnych Łużyc. Pozycja obowiązkowa dla każdego, kto kraj ów chce poznać. Ponieważ zainteresowania autora sięgają daleko poza historię, książka rozpoczyna się od bogatego w słowo i ilustracje rozdziału przyrodniczego. Zaś obejmujący blisko 80 stron rys historyczny GŁ wprowadza, nawet słabo obeznanego czytelnika, w ich dzieje od zarania po dziś. Buduje tak Bena doskonałą podstawę dla najobfitszej części książki – ponad 400-stronicowego opisu miejscowości Polskich Górnych Łużyc. Jako rówieśnica Wikipedii, już wówczas książka objęła praktycznie wszystkie miejscowości, o których można cokolwiek napisać w kontekście historyczno-krajoznawczym. Zawarta w tym rozdziale wiedza do dziś, mimo upływu lat (wyd. 2003) jest źródłem dla wielu autorów opisujących poszczególne miejscowości, zwłaszcza mniejsze, z obszaru Polskich Górnych Łużyc. I choć dzieło Waldemara Beny przypomina wcześniejsze o 3 lata opracowanie Witolda Piwońskiego Łużyce Wschodnie, to przerasta je dokładnością, rzetelnością i zakresem tematycznym.
Objętość 582 stron dopełniają rozdziały poświęcone znanym ludziom z Górnych Łużyc oraz górnołużyckim perłom, z których przez wiele lat kraj słynął, nawet na królewskich dworach. Wkładka z kolorowymi zdjęciami, twarda oprawa, przyjazny w użytkowaniu format, czynią z Polskich Górnych Łużyc pozycję niezwykle wartościową. Trudno ją wręcz przecenić, bo ma charakter prekursorski. Dopiero dekadę później pojawiło się świetne Vademecum historii Górnych Łużyc. Obie książki doskonale się uzupełniają. PGŁ Beny to przede wszystkim słownik krajoznawczo-historyczny górnołużyckich osiedli ludzkich, a Vademecum... – kompleksowa monografia historyczna.
Biorąc książkę Waldemara Beny na kolana, a później wsiadając na rower, czy też do auta, bądź w każdy inny środek lokomocji, można na podróżach szlakiem opisanych miejsc spędzić całe wakacje...
Dostępna w wypożyczalni regionalnej Książnicy Karkonoskiej
Dom przysłupowo-szachulcowy w Bogatyni przy Placu Bohaterów Warszawy - modelowy przykład bogatego domostwa faktorów tkackich (fot. AL)
Przemierzając Górne Łużyce z kartami zapisanymi przez W. Benę, nie sposób nie zwrócić uwagi na czarno-biało-brązowe domy, czasem małe, czasem spore, czasem piękne, czasem okrutnie potraktowane przez los i ludzi, a jednak zawsze przykuwające wzrok.
Z tego właśnie ów kraj słynie. Nigdzie w Europie nie ma takiego zagęszczenia domów przysłupowo-szachulcowych, jak na Hornej Łužicy (po górno-serbołużycku). Przez ostatnią dekadę o tzw. przysłupach, jest co raz głośniej. Przeważnie w dobrym kontekście, niekiedy w gorszym (jak choćby podczas powodzi błyskawicznej z sierpnia 2010 r.). Mimo działań wielu osób, organizacji pozarządowych, ustanowienia Dnia Otwartych Domów Przysłupowych i wyrysowaniu na mapach Krainy Domów Przysłupowych, wciąż o drewniano-glinianych domach ludowych znad Szprewy, Nysy Łużyckiej i Kwisy niewiele wiadomo mieszkańcom, a co dopiero innoziemcom. Nadal niska wśród użytkowników tych domów jest świadomość i wiedza o tym, w jakiej wyrafinowanej i delikatnej konstrukcji bytują. Zarazem odpornej i wdzięcznej. Już sam fakt, że takie pozornie liche materiały jak drewno, glina i słoma przetrwały kilkaset lat, świadczy o wyjątkowości ryglowo-przysłupowej architektury. Na szczęście coraz więcej pozycji popularnonaukowych na ich temat się pojawia. Zawierają fachową wiedzę, i to co najcenniejsze – doświadczenia dumnych właścicieli przysłupowo-szachulcowych domów.
Nieistniejące domy przysłupowo-szachulcowe w Weigsdorf (pol. Wigancicach Żytawskich) tworzyły niezwykle malowniczą wiejską uliczkę. Ostatnim istniejącym domem z tej wsi jest DOM KOŁODZIEJA przeniesiony do Zgorzelca (fot. arch. red.)
Warto jednakże sięgnąć do pionierskich opracowań. Choćby po to, by je skonfrontować z aktualnym stanem wiedzy. Taką publikacją jest broszurka Budownictwo ludowe Dolnego Śląska: okolice Bogatyni autorstwa Mariana Lisa, ze zdjęciami Jerzego Waleckiego. Wydana 42 lata temu książeczka kieszonkowego formatu, dotyczy co prawda głównie Bogatyni – zwanej niekiedy, wszakże na wyrost, „polską stolicą domów przysłupowych”, ale będzie interesująca dla każdego zaciekawionego budownictwem przysłupowym. Bowiem nie tylko wprowadza w podstawową wiedzę o tej specyficznej architekturze, lecz porusza także, na konkretnych przykładach, wiele ciekawych aspektów. Rzuty poziome poszczególnych domów, fotografie (owszem, słabej jakości, ale ówczesne techniki druku pozostawiały wiele do życzenia), to bezcenny materiał podręcznikowy dla każdego, kto o przysłupowo-szachulcowej architekturze chce coś wiedzieć.
Innym walorem, niemniej ciekawym, jest dokładne (z podaniem numeracji) umiejscowienie omawianych domów. Dzięki temu można urządzić sobie niejeden spacer by przekonać się, czy ów dom jeszcze istnieje, a jeśli – to w jakim stanie. Oczywiście ubytków będzie wiele. Autor pisze, że w gminie bogatyńskiej jest „(...) około 700 drewnianych budynków mieszkalnych i gospodarczych, nazywanych przez miejscową napływową ludność, dość trafnie, domami łużyckimi”. Aktualne szacunki mówią o niespełna 170-180. Niektóre miejscowości i ciągi osiedleńcze, zbudowane w przysłupowo-szachulcowym stylu, zniknęły z powierzchni ziemi, bowiem stały na kolizyjnym kursie z koparkami Kopalni Węgla Brunatnego TURÓW. Tym ciekawsze, bo niejako detektywistyczne, może być wędrowanie po okolicy Bogatyni w poszukiwaniu przysłupów, jak często skrótowo zwane są łużyckie domy.
Kiedy zaś połączymy obie lektury: Polskie Górne Łużyce z Budownictwem ludowym..., wycieczki mogą być zaiste wyjątkowe!
Na zakończenie konieczne jest sprostowanie. Otóż tytuł publikacji Mariana Lisa jest oczywistym przekłamaniem. Bogatynia, ani jej najbliższa okolica, nigdy do Dolnego Śląska nie należały. Z pewnością nie w czasie, kiedy powstawała publikacja M. Lisa, bowiem w 1975 r. województwo wrocławskie (nie będące Dolnym Śląskiem, ani woj. dolnośląskim) rozczłonkowano na cztery mniejsze, w tym woj. jeleniogórskie, które w całości objęło skrawek Polskich Górnych Łużyc.
Jest to niestety przekleństwo Polskich Górnych Łużyc, że odcięte od macierzy pozostałej w granicach niemieckiej Saksonii, zatraciły w Polsce odrębność i niejako awansem zostały przyklejone do D. Śląska. O umownej dolnośląskości Bogatyni i okolic możemy mówić dopiero od 1 stycznia 1999 r., kiedy powiat zgorzelecki (w całości) i powiat lubański (w większości) wraz z zachodnim pasem powiatu bolesławieckiego, leżące na Górnych Łużycach, zostały włączone do utworzonego, nowego województwa dolnośląskiego. Przyjmując jednak prymat 1000-letniej historii i tradycji nad 20-letnim podziałem administracyjnym Rzeczpospolitej Polskiej, nie sposób mówić o Dolnym Śląsku na Górnych Łużycach.
Trzy tygodnie po Dniu Otwartych Domów Przysłupowych, zarażeni ich niezwykłością, sięgamy po książeczkę przybliżającą nam ich osobliwość: BUDOWNICTWO LUDOWE DOLNEGO ŚLĄSKA: OKOLICE BOGATYNI Mariana Lisa
Tagi: · Górne Łużyce · domy przysłupowe · Bogatynia
Linki: · Kraina Domów Przysłupowych · O kraju między Szprewą a Kwisą · www.bogatynia.dwr.pl/luzyckie.html
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl