• start » Książnica Izerska » Owce na wulkanie
Napisany: 2020-02-04
Grabiszyce — wieś, w której pasano owce na bazalcie rodzącym kolekcjonerskie minerały
Wypas w grabiszyckim kamieniołomie, gdzie kilkadziesiąt lat później znaleziono niezwykle urodziwe okazy kalcytów (źródło: fundacja DZIKI ZACHÓD)
Ciągną się przez 5,5 km, niegdyś były dużą łańcuchówką. Znane nielicznym turystom, chociaż walory krajobrazowe tu nie byle jakie. W potrójnej wsi — Grabiszycach Dolnych, Górnych i Średnich — poza domami przysłupowo-szachulcowymi i ryglowymi, zobaczymy trzy duże zabytki: dwa dwory i pałac. Nie one jednak są najcenniejsze.
Okaz kalcytu z fillipsytem ze strefy żółtych kalcytów w grabiszyckim kamieniołomie. Kolekcja SPIRIFER (ilustracja książki; fot. J. Callen, źródło Sudecki Festiwal Minerałów)
Pogórze Izerskie, jak i całe Sudety to nieprzebrany skarbiec. Niektóre tutejsze skarby są pożądane przez niemal każdego — któż nie chciałby znaleźć szafiru, albo rubinu? Nawet ładnym okazem kryształu górskiego nikt by nie wzgardził, znalazłszy podczas wędrówki.
Najbardziej cenione są te przydatne w gospodarce. Kwarc albo węgiel to powszechnie zużywane surowce. W naszej krainie występują też takie, których wartość potrafią docenić tylko kolekcjonerzy.
W Grabiszycach najcenniejszy jest bazalt. Najczęściej kojarzy się z budownictwem. Geolodzy wszak wiedzą, że w pozornie jednorodnych skałach zdarzają się rozmaite intruzje, inkluzje i szereg innych utworów, wzbogacających złoże. I to jest to, czego mineralodzy pragną najbardziej — znaleźć anomalię pełną ciekawych okazów.
Dwaj mineralodzy: warszawiak Tomasz Praszkier i Górnołużyczanin Łukasz Tekiela mieli szczęście. Oczywiście pomogli mu wydatnie wiedzą, doświadczeniem i nosem. Nie był to bowiem przypadek, że akurat w Grabiszycach szukali kalcytów. Kilkuletnie ich pozyskiwanie na terenie tutejszego wyrobiska eksploatowanego przez POLSKIE KRUSZYWA, zaowocowały podsumowaniem wydanym drukiem.
Monografia przeznaczona jest głównie na światowy rynek mineralogiczny. Autorzy nie tłumaczą podstawowych pojęć. Nie jest to dzieło opasłe: osiemdziesiąt stron złamanych na dwie szpalty — angielską i polską, z kilkudziesięcioma fotografiami. Czyta się prędko, pomimo fachowego żargonu. Terminy łatwo przyswoić, choćby z pomocą Wikipedii. Myliłby się jednak ten, kto uznałby, że to książka wyłącznie dla opętanych mineralogią. Autorzy wiele uwagi poświęcają kontekstowi w jakim znajdował się ów kalcytowy róg obfitości. Niewtajemniczony miłośnik krajoznawstwa zachodniosudeckiego łatwo dzięki Minerałom z Grabiszyc poszerzy horyzonty; najwyższej jakości fotografie okazów, doskonale ukazujące detale, są ucztą dla oka.
Opracowanie z pewnością jest ważnym wkładem nie tylko w naukowy dorobek polskiej mineralogii, ale zarazem lokalne krajoznawstwo. Geoturystyka to rozwojowa gałązka sudeckiej oferty turystycznej, wciąż niewykorzystana, czekająca na złotą epokę. Wpisuje się zresztą w szerszy nurt turystyki niebanalnej, popularnonaukowej, którą nie może się poszczycić zbyt wiele regionów w Polsce.
Ostatnim, zauważalnym z pewnością tylko dla fachowców od promocji, lecz ważnym dla niemal każdego mieszkańca mikro- i subregionu, jest fakt, że ta książeczka trafia do rąk kolekcjonerów i mineralogów z całego świata. To ludzie, którzy poświęcają wiele czasu i pieniędzy na podróże w najodleglejsze zakątki, więc i na Pogórze Izerskie, w okolice Leśnej mogą trafić właśnie za sprawą monografii Praszkiera i Tekieli.
To nie jest pierwsza publikacja tego drugiego autora. Doktor historii, dyrektor Muzeum Regionalnego w Lubaniu, był jednym ze współautorów niezwykle ważnego tytułu Vademecum historii Górnych Łużyc; opublikował też Wojnę trzydziestoletnią na Górnych Łużycach, Historię wieży trynitarskiej w Lubaniu, Historię murów obronnych i Domu Solnego w Lubaniu. Ponieważ wielkim hobby Łukasza Tekieli jest właśnie mineralogia, na jego autorskiej półce znajdziemy też Kamienie szlachetne i ozdobne bogactwem Partnerstwa Izerskiego oraz Przewodnik mineralogiczny po powiecie lubańskim i lwóweckim. Przekładał również z niemieckiego: Kronikę Pieńska oraz Zarys historii Grabiszyc.
Książkę zakupić można w Spirifer Minerals.
Historia Grabiszyc wysłuchana, spisana i reprodukowana z rodzinnych fotografii i starych pocztówek daje żywy obraz ostatnich kilkudziesięciu lat starej górnołużyckiej wsi (źródło: fundacja DZIKI ZACHÓD)
Niewiele wsi może się pochwalić dobrze udokumentowaną historią. Nie mam oczywiście na myśli historii ziemi, majątku, tragicznych wydarzeń o wielkiej doniosłości. Chodzi o tę codzienną, tworzącą lokalny koloryt życia społeczności. Niektóre miejscowości na Górnych Łużycach i Śląsku mają spisaną przynajmniej historię dawną, z epoki przynależności do niemieckiego kręgu cywilizacyjnego. Tymczasem kroniki opisujące dzieje po 1945 r. należą do tak wielkiej rzadkości, że można wręcz mówić o jednostkowych przypadkach. Jeśli we wsi nie było dużego zakładu produkcyjnego (zazwyczaj zakłady dokumentowały swe dzieje), albo placówki państwowej — tylko nieliczni kierownicy szkół lub plebani pozwalali sobie na luksus dokumentacji miejscowych dziejów.
Dlatego dzisiaj, chcąc ocalić od przeminięcia choć szczątki wiedzy o pionierskich czasach osadnictwa polskiego na terytoriach przejętych od Rzeszy Wielkoniemieckiej, pozostaje tylko jedna droga: wziąć na spytki nestorów. Tak właśnie powstało w 2016 r. opracowanie Stankowice. Miejsca • ludzie • historia. Mieszkańcy wsi nad Zbiornikiem Leśniańskim zostali wysłuchani i nagrani, a ich zwierzenia przeniesione na papier. Przy okazji integrując pokolenia i sąsiadów. Anna Hernik, koordynatorka programu, w ramach którego książka powstała, zainicjowała podobne utrwalanie wiejskiej historii ludzi po raz drugi. W ramach działalności fundacji DZIKI ZACHÓD z pobliskich Grabiszyc. Opublikowane w 2017 roku losy kilkunastu mieszkańców trójczłonowej wielkiej ongiś wsi na południowo-zachodnim skraju Górnych Łużyc, zilustrowane fotografiami z rodzinnych archiwów, malują nie tylko ludzkie losy, ale i przywołują obrazy, których już nad Grabiszówką nie znajdziemy.
Wywiady z najstarszymi mieszkańcami Grabiszyc, które posłużyły jako materiał do książki (źródło: fundacja DZIKI ZACHÓD)
Grabiszyce. Nasza wieś, nasza historia jest bardzo zgrabnie opracowana i wydana. Jeśli kogoś zaciekawiła i po nią sięgnie — nie będzie narzekał. Mnie jednak odrobinę uwiera, iż zespół redakcyjny nie sprostował ewidentnych historiograficznych pomyłek w przypisach i komentarzach. Kilkukrotnie też ściągnąłem brew, gdy we wprowadzeniach poszczególnych wątków, odnotowałem ślady prezentyzmu. Zwłaszcza w nadawaniu współczesnych nam określeń, niekiedy błędnych. Przykład najbardziej dojmujący to zaliczanie Grabiszyc do Dolnego Śląska. Tym bardziej dziwny, że działacze DZIKIEGO ZACHODU wiedzą doskonale, że Grabiszyce, Leśna i sąsiednie miejscowości leżą na G. Łużycach, a nie sąsiednim Dolnym Śląsku.
Są to jednak wpadki, które łatwo wybaczyć. Trudniej mi się pogodzić z brakiem głębokiej i rzeczowej analizy zebranego materiału. Wiem, że nie taki był cel tej publikacji. Było nim przede wszystkim pozostawienie następcom pamiątki, na której będzie można budować lokalną tożsamość. A jednak z przyjemnością przeczytałbym drugą część, przygotowaną przez zawodowca, składającą się z wniosków i komentarza, wpisujących ludowe opowieści w szerszy historyczny kontekst. Zachęcam Olgę Chojak, Annę Hernik, Remigiusza Hryciuka i Marcina Rębarza — zespół redakcyjny, aby nad taką ideą się pochylili. Na przykład przy okazji rychłego ukazania się kroniki Gerlachsheim przełożonej przez Łukasza Tekielę.
Pewne jest jednak, że książeczka ma nieocenioną wartość. Przede wszystkim dla samych bohaterów i ich potomków, mieszkańców i ich rodzin — rozsianych po górnołużycko-śląskim pograniczu i dalekim świecie. Niemałą również dla krajoznawców i regionalistów, a także dla historyków i publicystów zajmujących się tematyką pionierskich czasów na zachodniej rubieży aktualnej Polski. Jednakże jest jeszcze jedna grupa czytelników książki, poza tymi zwyczajnie ciekawymi świata, dla których spis żywych wspomnień może być niezwykle produktywny: to artyści i twórcy. Otóż każda z utrwalonych opowieści może się stać kanwą dla opowiadania, obrazu, filmu, piosenki bądź sztuki. Namawiam do czerpania inspiracji...
Książka dostępna w Dziale Regionalnym jeleniogórskiej Książnicy Karkonoskiej.
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl