• start » Książnica Izerska » Pagórzasty kraj Izerygenów
Napisany: 2020-06-02
Niejedna opowieść piórem wykreowała kraj świata. Niewiele jednak z nich przeszło z kart książki do rzeczywistości
Jest kapela, jest festiwal, jest centralny słup graniczny... Izerbejdżan ma nawet własną stronę na Facebooku. Tymczasem nie każdy wie, skąd się ów dziwny kraj pagórzasty wziął. Kto był pierwszym jego krajanem? Gdzie jest jego stolica, i kto był jego pierwszym strażnikiem?
Odpowiedzi na te pytania trudne nie są. Jest bowiem księga, a właściwie książeczka, gdzie wszystkie można wyczytać, a przy okazji setnie się ubawić. Właśnie ta książka zrodziła Izerbejdżan, opisała jego mieszkańców i rozpoczęła historię, która z różnym natężeniem to się wznosi, to znów opada.
Książkę napisał ją 15 lat temu satyr i bard izerski, autor niezliczonych ballad, wierszyków, limeryków i innych literackich wybryków, sławiących izerską i górnołużycką krainę daleko na wschód, zachód, północ, a i czasem na południe. Grzegorz Żak popełnił Izerbejdżan (i inne kraje pagórzaste) prawdopodobnie z nudów — dla zabawy. Spędzając długie wieczory i noce w Chatce Górzystów, zaprzyjaźniając się nie tylko z gospodarzami, ale i bywalcami tego kultowego już schroniska w sercu Gór Izerskich, w początkach XXI stulecia wrósł w pejzaż kulturalny Izerskiej Łąki, niczym widłak alpejski i wsiąkł w surowy klimat jak nie przymierzając izerska ulewa w torf. Z tej symbiozy, okraszonej niejedną scenką rodzajową i historyjką niskogórską, zrodził się zbiorek rozmaitych opowiadań i tekstów piosenek schroniskowo-ogniskowych. Żak — zdolny rymownik i nie mniej utalentowany wieloinstrumentalista, świetnie czujący czego trzeba zmęczonemu turyście po wędrówce, spisał co mu w duszy grało tak, że do dziś, mimo upływu 15 lat, każdemu izerskiemu włóczykijowi także gra. W Izerbejdżanie... odnotował także zjawiska izerskiego życia na przełomie minionego i aktualnego stulecia, jak choćby kręcenie w Górach Izerskich (m.in. na Izerskiej i Kobylej Łące) filmu i serialu Wiedźmin. Kto zna Góry Izerskie—Izerbejdżan od wielu lat, ten rozpozna w Żakowych opowieściach osoby, osobowości i osobistości miejscowego światka i wydarzenia targające Czesławową dziedziną... A kto tego nie zaznał na swej skórze — będzie mógł poczuć choćby smak i zapach czytając o WOP-iście Czesławie i jego przygodach.
Jedna z ballad (cytowana poniżej w całości) stała się nieformalnym hymnem Izerbejdżanu, a sama kraina — fenomenem, z którym identyfikuje się specyficzna grupa mieszkańców Gór i Pogórza Izerskiego, a nawet innych stron świata, czujących izerskiego ducha. Można ich poznać po wyglądzie, po uśmiechach i bywaniu na wybranych, nietuzinkowych i niepospolitych izerskich wydarzeniach. Także po tym, że od goreteksu bardziej na szlaku cenią refleksy.
Grzegorz Żak w CHATCE GÓRZYSTÓW, będącej nie tylko jedną z głównych scenerii IZERBEJDŻANU, ale też izerską kwaterą autora książki (fot. archiwum G. Żaka)
Grzegorz Żak po kilku latach dopisał część drugą Izerbejdżanu, ukazując go od kuchni. Czytelnik zagląda do garów czterech obiektów turystycznych stojących (niemal) przy Izerskiej Drodze. Kto wie, może kiedyś dopnie dramatyczny trójkąt częścią trzecią?
Nim to nastąpi, nadrabiając 15-letnią zaszłość (kiedy Izerbejdżan się rodził nasz magazyn krajoznawczo-turystyczny właśnie powstawał i wówczas jeszcze nie promowaliśmy lokalnej literatury) — zapraszamy do lektury. Izerbejdżan (i inne kraje pagórzaste) to pozycja warta poświęcenia czasu i uwagi, bo stała się nie tylko aktem erekcyjnym wyzwolonych stanów izerskich, lecz kawałkiem jego kulturowego krajobrazu.
Wopista Czesław i Wiedźmin [fragment Izerbejdżanu (i innych krajów pagórzastych)]
Wopista Czesław zerwał jabłko nie z tego drzewa, co należało.
Tylko wyczulonemu słuchowi zawdzięczał to, że nie został zmiażdżony przez olbrzymią izerbejdżańską gąsienicę, której klapiące szczęki o włos chybiły jego głowę. O włos... Wopista Czesław uśmiechnął się paskudnie i potrząsnął głową, zrzucając na ziemię garść włosów. Gąsienica cięta jak brzytwa. Wopista uskoczył, w piruecie sięgnął po miecz. Wopowski sihill błysnął, jak zwykle, złowrogo. Czesław z morderczą skutecznością, i zdawać by się mogło, z niejaką przyjemnością, pozbawiał potwora możliwości spacerowania na dłuższych dystansach. Nagle gąsienica wydała z siebie przeraźliwy wrzask i uderzyła paszczą prosto w bok Wopisty. W ostatniej chwili Czesław sparował, przejmując energię stwora ciął z półobrotu, prosto w odsłonięte na chwilę podbrzusze. Trysnęła zielona posoka. Monstrum próbowało jeszcze przygnieść przeciwnika do pnia jabłoni, ale jego ruchy były już przeraźliwie powolne. Wopista spokojnie odskoczył i widząc, że gąsienica całym włochatym cielskiem przylgnęła do drzewa, szybkim jak myśl cięciem oddzielił głowę potwora od reszty ciała, wykorzystując swój ulubiony sposób z pniem jako wielkim kowadłem.
"Taki to raj" — pomyślał — "Ynis Avalon, niech to szlag".
Wieczorem zanurzył się jak zwykle w topieli pachnących bzem i agrestem czarnych włosów. Uśmiechnął się do swoich myśli. Przypomniał mu się stary dowcip Yarpena Zigrina, o niziołkach kłócących się, który z trzech wyhodował największe jabłka. Trzeci stwierdził: "A jak w dwunastu zataszczylim to jabłuszko na wóz, to w drodze na targ z jabłka wyskoczył robak i nam konia zeżarł". Wopista pokiwał głową - krasnolud był jak prorok. Lekkie mrowienie karku sprawiło, że spojrzał w dół. Oficjalna narzeczona Wopisty - którą nazywał Ewą, dziewczyna o urodzie gwiazdy filmowej — odwróciła się.
— Wiesz - powiedziała miękko - myślałam dzisiaj o Newtonie. To był łebski chłopak.
— Nie rozmawiajmy już o tym Ewa...
— Ja — w fioletowych oczach zaszkliły się łzy — nie powinnam była pozwolić mu przesiadywać tyle pod drzewami...
— Ewa, nie zwrócisz mu Życia.
— Ale jabłkiem, Czesiu, jabłkiem? Tak zginąć... Przecież to poniżające.
Przytulił ją i mocno przycisnął do piersi.
— Wiesz, Czesiu - powiedziała po chwili - dziś znów rozmawiałam z wężem...
Wopista pogładził ją delikatnie po głowie. Od kiedy zginął ich synek, Ewa zachowywała się dziwnie. Starał się być dla niej wyrozumiały.
— Tak, Ewa, hmm... I co mówił?
— Obiecał, że pokaże mi drzewo, gdzie rosną normalne jabłka. Male, takie jak były w sadzie pod Gryfowem, pamiętasz?
— Pamiętam, Ewa, pewnie, że pamiętam.
Oficjalna narzeczona uspokoiła się w jego ramionach. Lubił, kiedy była tak blisko. Gładził jej plecy, piersi, brzuch. Nagle złapała go za rękę i szepnęła:
— Przyłóż ucho do mojego brzucha. Posłusznie zbliżył głowę do odsłoniętego łona. Domyślał się, o co chodzi. Tym razem jednak się pomylił.
— Ucho do brzucha! — powtórzyła, karcąc go klapsem w potylicę. Podniósł się wyżej i przekręcił szyję.
— Słyszysz? — miała w głosie coś radosnego. Słyszał. Przecież był Wopistą.
— Już kopie — nie pamiętał, żeby od czasu śmierci Newtona była tak podekscytowana. — Już! Wyobrażasz sobie? Pewnie wdał się w ciebie, taki ruchliwy maluszek...
— Ja nie jestem ruchliwym maluszkiem — burknął Wopista Czesław.
— Nauczysz go wszystkiego co umiesz — Ewa niemal śpiewała. Czesław był sceptyczny:
— Umiem tylko zabijać. Ewa klęknęła naprzeciw niego i uśmiechnęła się szeroko:
— Wiesz, od kiedy mogę, od kiedy oboje możemy mieć dzieci, marzy mi się urodzenie ci całej gromadki, całej gromady! Chciałabym zapełnić ten cały dziwny świat, ten... Izerbejdżan naszymi dziećmi!
Tak, przemiana w jej umyśle nastąpiła, gdy zmarł pierworodny. Nie chciał robić jej przykrości, nie chciał opowiadać o tym, że dalsze pokolenia będą zdegenerowane na skutek chowu wsobnego. Nie chciał mówić tej smutnej prawdy prosto w oczy. Po prostu ją przytulił. Zamyślił się. Nie, żeby nie chciał mieć dzieci. Bał się, że będą zbyt podobne do niego.
— Auu — jęknął i odsunął ją delikatnie — uważaj, proszę, boli mnie żebro po niedawnej walce. Mam uczucie, jakbym je stracił.
— Musisz mi obiecać, że pomożesz mi spełnić moje marzenie — zażądała. — Powiedz, że dasz mi swoje nasienie. Podniósł do góry kąciki warg. Kochał ją, był tego pewien.
— A... — zaczął, ale zawahał się — a dam — dokończył.
* * *
— No, i jak się podoba mój scenariusz? - zapytał Wopista Czesław - Mógłbym napisać cały i potem zagrać zamiast Żebrowskiego ewentualnie...
— Nieźle pan pisze, panie Czesławie — powiedział reżyser. — Ale...
— Proszę mi mówić Wopisto — przerwał Wopista Czesław. — Ale co?
— No... Jakby to panu powiedzieć... Jest pan utalentowanym amatorem, a my mamy zawodowego scenarzystę, scenariusz już jest.
Wopista Czesław przełknął ślinę.
— A więc dobrze — rzucił, z trudem tłumiąc zdenerwowanie — róbcie sobie sami ten film.
Film pt. "Wiedźmin", kręcony m.in. w Izerbejdżanie, powstał. Niestety.
Ballada Izerska [fragment Izerbejdżanu (i innych krajów pagórzastych)]
Tu są Izery - jak mawiał wieszcz
40 i 4 dni pada deszcz
Zaś pośród pluchy na pogaduchy
Schodzą się stare izerskie duchy
Bystra hera wciąż w torfie szpera
Zimnymi od brył lodu palcami
Mróz się do wiosny znowu dobiera
W ruinach domów pachnie duchami
Hala się stale o las opiera
Uwodzicielska - Izerska - piękna
Duch Marii chciałby iść do fryzjera
Ogień ze śmiechu iskrami pęka
Deszcz wpada ciągle za kołnierz w gości
Szepcząc do ucha - jak byt umoczyć
Duch Marii dosyć ma samotności
W tanecznymi rytmie wśród świerków kroczy
Kiedy napotkasz tam Marii ducha
Niech cię zachwyci radość w niej tląca
Zatańcz z nią razem, bajki posłuchaj
O deszczu, który siąpi bez końca
Tu są Izery - jam mawiał wieszcz
40 i 4 dni pada deszcz
Zaś pośród pluchy na pogaduchy
Schodzą się stare izerskie duchy
Książka dostępna w Dziale Regionalnym jeleniogórskiej Książnicy Karkonoskiej, a elektroniczna — w Jeleniogórskiej Bibliotece Cyfrowej.
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl