Napisany: 2021-04-15
W spalaniu musi być sens — inaczej, niczym jest rozżarzony popiół… (Halina Poświatowska)
Symbolem ogniowej zagłady i odrodzenia z popiołów jest Feniks. Często właśnie taką nazwę nadawano po odbudowie hotelom, zajazdom itp., które dawniej notorycznie padały ofiarą czerwonego kura. Na ilustracji śmierć Feniksa gorejącego w płomieniach ze średniowiecznego Bestiariusza z Aberdeen (źródło: domena publiczna)
Jest zima przełomu 1895/96 roku. Bad Flinsberg – to znany już kurort, lecz z centralnym kwartałem pozostawiającym wiele do życzenia w oczach kuracjuszy. Najważniejsze budowle: stary i nowy dom źródlany, obudowa górnego źródła, dom kąpielowy, pawilon muzyczny, kaplica katolicka i promenada – wzniesione stulecie wcześniej, pod koniec XIX nie spełniają już wymagań, stawianych im u progu nowej epoki.
— Stare budy i tyle! – wrzasnął Damian von Bugay na tyle głośno, że odwróciły się w jego stronę głowy wszystkich gości spędzających to popołudnie w jednym z flinsberskich lokalów. Hrabia uśmiechnął się przepraszająco i ponownie zwrócił się do swojego rozmówcy, ale już o wiele ciszej.
— Administracja uzdrowiska nie zrobi nic! Nic Herr Gefühl! Dopóki ta ruina trzyma się kupy, nie ma co liczyć na nową inwestycję. Pan spojrzy na Łaźnie Leopolda! Fuszerka, strata pieniędzy! Tu się nie ma co oglądać na sentymenty. Tu trzeba działać.
— Nie rozumiem, co też pan sugeruje, von Bugay? — zdziwił się poczciwy Albert Gefühl, mieszkaniec Świeradowa, dłubiąc widelczykiem w kawałku kremowego ciasta.
— Ja…? – hrabia rozejrzał się niespokojnie. – Ja tylko powtarzam to, o czym mówią tutaj wszyscy. I mieszkańcy, i przyjezdni. Stare uzdrowisko nie nadaje się już do niczego!
— Pan jesteś rewolucjonista, panie hrabio! A ja tam swoje wiem. Wiem jak moje serce się raduje, kiedy spaceruję w kierunku górnego źródła, a zza zielonych liści starej lipy wyłania się dach domku źródłowego oraz poczerniałe ze starości belki – melancholijnie podsumował Gefühl.
— Bzdura! – przerwał jego bajania zirytowany von Bugay i zniecierpliwiony jałową dyskusją zmienił temat.
Kiedy obaj panowie wyszli z kawiarni i wyspacerowali w stronę hotelu, napotkali młodego mężczyznę. Nie był on w pełni władz umysłowych, a na życie zarabiał, nosząc bagaże i zakupy kuracjuszom. Widząc czarną walizkę hrabiego, natychmiast ukłonił się i wskazał ją palcem.
— No dobra, niech będzie – westchnął von Bugay i wręczył mężczyźnie swoją własność.
I tak oto powstał dziwaczny pochód złożony z tyczkowatego hrabiego von Bugaya, towarzyszącego mu krępego Gefühla oraz kuśtykającego za nimi chłopaka dumnie dzierżącego niewielki bagaż. Przed hotelem hrabia dał monetę tragarzowi, zwracając się do kompana:
— Spalić! Spalić to wszystko w cholerę, Herr Gefühl! Wszystkie budynki uzdrowiska powinny pójść z dymem. Założyć się mogę, że tego, kto by się na to odważył, zlotem by tutaj obsypano!
Ani hrabia, ani Gefühl nie dostrzegli, że na te słowa w oczach chłopaka zapłonęła niebezpieczna iskra.
Idea podkładania ognia pod zabytki, w pierwszej kolejności kojarzy mi się z ruchem futurystycznym. Awangardowy kierunek w sztuce i literaturze z początku XX wieku zakładał skupienie się na przyszłości i nowoczesnych rozwiązaniach, przy jednoczesnym odrzuceniu tego, co jest domeną tradycji i przeszłości. Futuryści głosili kontrowersyjne hasła, manifestując potrzebę... palenia i burzenia bibliotek, muzeów oraz zabytków. Twierdzili, że pielęgnowanie pozostałości kultury przestarzałej i niedołężnej hamuje postęp.
Futuryści byli artystami, więc ich destrukcyjne zapędy kończyły się na sztuce. Jednak problem zastępowania starego nowym przy drobnej pomocy zaprószonego ognia był i jest obecny w historii ludzkości od zawsze. Ot, choćby doroczne wypalanie traw, którym tłumaczy się potrzebę zrobienia miejsca dla świeżej trawy. Najbardziej bodaj spektakularnym jest spalenie Rzymu przez Nerona, aczkolwiek nie tylko metropolie poddawane bywały próbie ognia, by na popiołach powstało nowe.
Autor napisanej w Bad Flinsberg Księgi Scholdana (w przekładzie Magdaleny Olszewskiej) stwierdził, iż pogląd prezentowany przez zmyślonego hrabiego von Bugaya, był naonczas dość powszechnie podzielany, a podpalacz... wyczekiwany. Trudno ocenić, czy upośledzony mężczyzna był opłacony, czy też sam, inspirowany zasłyszanymi rozmowami, podłożył ogień. Jednak jest faktem, że pożar strawił wszystkie wspomniane budynki, a „zamiast ukarać tego młodego człowieka, to niektórzy mieszkańcy chętni postawiliby mu pomnik”.
Niedługo na miejscu spalonych budowli, bo już w 1899 roku, stanął nowy, piękny gmach domu zdrojowego, podziwiany do dziś. Zatem czy dobrze się stało, że stare spłonęło?
Rustykalną odmianą wyrabiania miejsca pod nowe ogniem jest wypalanie traw. Zakorzenione głęboko w starożytnej Słowiańszczyźnie ma się wciąż świetnie, choć od dawna wiadomo, że przynosi tylko śmierć (fot. Stevepb)
Wczesną jesienią 2008 roku na ławeczce w centrum Ciechocinka 16-letnia Klara Konarska, obserwując otoczenie, szkicowała nowe opowiadanie.
„Müller – hotel z restauracją zbudowany w 1882 r., w technice szachulcowej. Zajmuje cały kwartał ulic. Jeden z najważniejszych zabytków Ciechocinka, przepełniony jest historią. Są tacy, co podobno pamiętają, że stary Cegielski zmuszał konie do pokonywania schodów i stawał dorożką pod samym wejściem. Budynek jak z baśni wciąż budzi zachwyt. Na tyłach znajduje się dzisiaj liceum, a od frontu lokal Pod Grzybem. W nim właśnie Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy zagrała w 1992 roku swój pierwszy koncert. Szkoda, że niewielu o tym dziś pamięta.”
Kilka dni później dziewczyna ponownie znalazła się nieopodal budynku. Nie wsiadła do autobusu, którym dojeżdżała do toruńskiej szkoły. Ze łzami w oczach patrzyła jak osiemnaście zastępów straży pożarnej zmagało się z ogniem. Choć walka o Müllera była już przegrana.
Minęło trochę czasu, zgliszcza uporządkowano. Pozostały schody i podmurówka. Klara zakradła się tam, by obwieścić urbi et orbi to, z czym wszyscy zdążyli się już pogodzić, słowami wiersza Hotel Müllera. Był i nie ma.
Na podpalenie hotelu nie ma dowodów. Podobnie jak na podpalenia innych ciechocińskich zabytków, chociażby drewnianej willi przy ulicy Zdrojowej. Hotel Müllera uleciał z dymem, stał się mglistym wspomnieniem, pozostawiając w środku uzdrowiska atrakcyjną działkę pod zabudowę. Niedawno wokół placu ustawiono blaszane tablice z wizualizacjami tego, co niebawem powstanie na gruzach spalonego zabytku – nowoczesny, ekskluzywny hotel na miarę XXI wieku.
Czy pożoga strawiła drewniane kompleksy zabudowań zdrojowych i hotelu przypadkiem, czy raczej była wspomagana ludzką ręką? Ile pożarów w polskich miastach zaniedbanych, opuszczonych, budynków jest inicjowanych przez chętnych do uporządkowania terenu właścicieli albo przyszłych nabywców? Müller się sypał i jak flinsberski dom zdrojowy nie przystawał do (po)nowoczesności! Może za sto lat hotel, który powstanie na jego miejscu, będzie budził zachwyt podobny do tego, jaki dzisiaj budzi Dom Zdrojowy w Świeradowie-Zdroju?
Z moralnego punktu widzenia – nie ma wątpliwości – podpalanie zabytków czy też ich zaniedbywanie jest rzeczą karygodną. Z pragmatycznego – wręcz przeciwnie. Z estetycznego? Kwestia gustu. Zaś w optyce sentymentalnej jest to po prostu tragedia.
Tagi: · Świeradów-Zdrój
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl