Napisany: 2022-06-07
Zamiast żuć jak kowboj, można jeść łyżką albo na kanapce
Kiedy przed 14 laty podzieliłem się z czytelnikami pomysłem na samodzielne, domowe suszenie wołowiny, był to w polskim internecie pierwszy pełnoprawny tekst poświęcony temu tematowi. Przede mną ktoś tylko wspomniał, na amatorskiej stronie internetowej, że suszone mięso można wykorzystywać w survivalu, ale lepsza jest sucha kiełbasa.
Po fascynacji i doskonaleniu przepisu... zaprzestałem suszyć wołowinę na wiele lat. Pierwszym powodem były dostawy przemysłowo suszonej zza oceanu, a potem zmieniłem charakter wyjazdów. Wreszcie doszedłem do wniosku, że wcale nie jest to wybitnie praktyczny sposób na odżywianie się podczas turystyki. Może i wygodny dla survivalowców, lecz i tak łatwiej zakupić rozmaite preparaty we wyspecjalizowanych sklepach i nie suszyć samodzielnie.
A jednak wróciłem do suszenia wołowiny, kiedy postanowiłem zmienić jadłospis. Konkretniej: mniej jeść. Zwłaszcza mięsa, jednakże nie rezygnując zeń całkowicie. Zatem suszona wołowina nie w góry i nie na wycieczki, a jako obiadek do pracy.
Wymyśliłem własną zupkę w proszku, gorący kubek, która także nadaje się w turystykę, a jej główny poza wodą składnik — suszone mięso, nie tylko do zupki ma zastosowanie.
Przy okazji, po latach doskonalenia metody, zmodyfikowałem suszenie. Z wiekiem staram się upraszczać ;). Świat jest nazbyt skomplikowany. Suszenie mięsa, jak proponowałem to lata temu, poprzez marynowanie, bejcowanie i nie wiadomo co jeszcze, to zawracanie głowy. Po co nadawać mięsu inny smak, niż ma z natury? Po co je moczyć by wysuszyć?
Mięso, tu nic nie zmieniłem, musi być najlepsze: ligawa lub polędwica. Inne części wołu też można ususzyć, ale nitki z wyschłych przerostów nie są przyjemne.
Siekam drobno. Próbowałem mielić albo siekać w malakserze i odradzam. Wszystko zamienia się w kleistą pulpę, którą trudno równomiernie rozłożyć do suszenia. Wołowina schłodzona w zamrażarce (przed stanem zamrożenia), kiedy świeża, jest krucha i świetnie się sieka na drobno ostrym nożem. Staram się o kawałeczki ~5×5 mm. Wszystko ląduje na blasze wyściełanej papierem do pieczenia, by nie przywarło. Bez tłuszczu, bo ten zjełczeje i wszystko zepsuje.
Piekarnik nastawiam na 70~75°C. To optymalna, ustalona przez fachowców, temperatura do suszenia. Zabija priony i różne niechciane przez nas składniki mięsa, lecz go nie upiecze. Maleńkie bryłki świeżego mięsa schną niezwykle szybko. Wystarczy 1-2 godziny — zależy od wilgotności powietrza, od termoobiegu w piekarniku itp. Oczywiście z uchylonym drzwiczkami, bo wilgoć z mięsa powinna jak najprędzej uciekać. Krótki czas suszenia to także wymierna oszczędność energii.
Po wyłączeniu piekarnika daję jeszcze mięsu czas. Może leżakować nawet do drugiego dnia.
Ostatnią czynnością, i zarazem największą modyfikacją wobec dawnego suszenia wołowiny, jest jej... zmielenie. Nie na proszek — nie wiem jak domowym sposobem mógłbym to uzyskać. W młynku do kawy. Szybko, skutecznie, bez uszczerbku dla młynka. Wołowina nie jest tak twarda jak kawa. Nie zabija młynka jak cukier, czy oleiste ziarna.
Posiadacze młynków do orzechów lub rozdrabniaczy uniwersalnych, będą mieć łatwiej. Młynki do kawy mają na ogół małą pojemność. Susz z 1 kilograma mięsa muszę mielić w trzech porcjach.
Efekt jest zdumiewający! Zależnie od stopnia ususzenia i zmielenia powstaje wełnista masa, nitkowata, niezwykle łatwa do jedzenia, bo nie jest twardym, gumowatym kęsem, jak tradycyjnie ususzona wołowina, lecz delikatnym... no właśnie, jak to nazwać?
Mieszam ją z suszonymi warzywami i vege bulionem, co tworzy kapitalną zupkę. Tę wołowinową wełnę można też rozsmarować ze smalcem lub masłem na chlebie, albo posypać kanapkę, sałatkę — cokolwiek, do czego uznacie za stosowne dodać rozdrobnione mięso. Smakuje jak... suszona wołowina. Świetnie! Bez przypraw, bez soli (zupełnie zbędnej) — czuć prawdziwy smak mięsa.
Pomysłów na wykorzystanie tak spreparowanej wołowiny może być wiele.
Doskonale się przechowuje — pod warunkiem, że w suchym i chłodnym miejscu, więc można ją traktować jako przyprawę lub zabierać na wielodniowe wycieczki.
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl