• start » Góry Literackie » BRESLAUER? KRAKAUER? Oberlausizer!
Napisany: 2023-02-21
Postmodernistyczny i postglobalistyczny post mięsny nad Szprewą
Skoro zapusty, ostatki, mięsopust, śledzik i generalnie w dziale gastronomicznym ponoć wojna postu z karnawałem (choć u mnie na śniadanie niezmiennie owoce z jogurtem — jest szansa, że nic nie przypalę), to dziś o ekran rzucam mięsem.
W Kuchnia Ducha Gór zastanawialiśmy się z Mistrzem Przemkiem Wiaterem oraz Piotrem Gryszelem, skąd się biorą produkty i dania regionalne (ang. wg ChatHWC: Regional Denmark)?
Otóż, drogie dziewczynki i chłopcy — biorą się one ze sklepu.
Zaszedłszy bowiem do lokalnego GS-u ;) na prawym, stromym brzegu górnej Szprewy, gdzieś między chemią z Niemiec a skrzynkami wszelkiej maści lagerów, wśród szerokiej jak plaże Syltu gamy Leber-, Brat-, Jagd-, Bier- und so weiter Wurstów, oko me przyciągnął design jakże bliski sercu, znany z podobnych półek dyskontów w dolinie Jedlicy, na skraju Rudawskiego Parku Krajobrazowego, gdzie bursztynowy świerzop i gryka jak śnieg biała. (Niedługo dzieciom trzeba będzie tłumaczyć nie czym świerzop, bo to se w Wikipedii albo na Insta znajdą, ale czym śnieg, do diaska, jest!)
Nawet pierwszy z brzegu wędliniarski agnostyk znad Wisły odróżni podwawelską od krakowskiej. I ta ostatnia w plastry kładziona, trafiła do próżniowo pakowanego etui ze stylizowaną panoramą Krakowa. "Original Polnische", a juści!
To nic, że równie agnostycznie nastawiony konsument znad Łaby i Renu wpadanie w dysonans poznawczy, bo odkąd w kolebce łeb urwał hydrze, "die Krakauer" to była kiełbacha pieczona na grillu i tak pozostanie in alle Ewigkeit. Amen.
Powziąłem więc, jak spiż twardy, wybór i dla dobra nauki nabyłem.
Co więcej, wiedziony patriotycznym poruszeniem serca i gnany żądzą badacza zjawisk nie tylko paranormalnych w lewym dorzeczu środkowej Odry, sięgnąłem po bliźniacze w formie, zgrzane na płask opakowanie, na którym do pełni wrocławskiej panoramy tylko niebieskiego tramwaju i mostu choćby jednego brakowało. Ludowa Hala Stulecia Ufundowania Krzyża Żelaznego A.D. 1813, skromnie skryła się tu za doskonałym w swej krągłości zapewnieniem o wysokiej zawartości proteiny.
BRESLAUER! Original polnische, w rzeczy samej. I to jest właśnie ten upragniony, wytęskniony produkt regionalny!
Nowy, świeży (przynajmniej do daty przydatności do spożycia), zapewne pachnący i jakże innowacyjny, bo poza jedną wrocławską restauracją przy ul. Szewskiej, nieznany dotąd żadnemu mistrzowi noża i widelca, ani nałogowemu zjadaczowi kanapek.
Kiełbasa wrocławska w plasterkach! Na naszych oczach rodzi się ona. Nowa świecka tradycja, którą my, Dolnoślązacy, otwieramy oczy niedowiarkom.
Wytwórcą nie jest wszak związany z Ziemią Świętokrzyską, a znany z sal sejmowych, Pan Poseł Tarczyński, który niczym dwoma nagimi mieczami walczy słowem, sercem i umysłem o reparacje zwane zadośćuczynieniem. Choć zaprawdę powiadam wam, że jego wsparcie dla Original Polnische i innych ojczystych produktów na rynkach drugiego obszaru płatniczego, napawałoby mnie radością równie wielką jak Izajaszowa wizja wilka mieszkającego z barankiem, pantery leżącej z koźlęciem i wspólnego popasu lwa i cielęcia.
Za marką stoi producent z ziemi Św. Jadwigi — z Trzebnicy! Regionalny więc do cna, do szpiku kości i do ostatniego kęsa. I tej pomysłowości oraz odwagi w kreowaniu nowego trzeba szczerze pogratulować.
Tym bardziej, że ta sama marka, to dolnośląskie Camp Nou, Wembley i Old Trafford w jednym. Wrocławski stadion, znany niegdyś jako miejski, a powstały na okoliczność piłkarskich mistrzostw Europy w roku 2012 (wydarzenie to brzmi dziś jak echo minionego świata), to dziś przecie Tarczyński Arena! I niechaj zmilkną firmy ubezpieczeniowe, dostawcy energii i inni patroni świątyń krzepy, gibkości i fizycznej tężyzny. Wszak najpierw masa, potem rzeźba.
Nowe zwyczaje, nowe znaczenia. Choć i one odnoszą się do tego, co już w takiej, czy innej formie znamy. Także do wspomnień i obrazów minionych i nawet niekiedy coraz mniej zrozumiałych: do panoramy dawnego Breslau, acz ona też już bardziej original polnisch. Nie jest bowiem tak, że coś powstaje z niczego.
Gdy więc karnawał, nie tylko w kulinarnym sporze ulegnie postowi, mogą zacząć dziać się rzeczy nowe. Nie burząc przy tym starych i znanych, choćby nawet były popiołem, ale z nich korzystając ku nowemu rozdaniu. Tu i teraz. Twórzmy zatem rzeczy nowe w myśl zasady Poenitentiam agite. Taki czas.
Tak. Materiał zawiera lokowanie produktu, o czym lojalnie zapewniam, żebym potem nie miał nieprzyjemności. Tylko i wyłącznie do celów naukowych.
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl