ciasteczkaWażne: Pozostawiamy ciasteczka. Przeglądając nasz serwis AKCEPTUJESZ naszą politykę prywatnościOK, schowaj.

 

Magazyn Kulturalno-Krajoznawczy GÓRY IZERSKIE

GÓRY IZERSKIE na wyciągnięcie ręki
 

• start  » Książnica Izerska  » Podróż do Książnicy

Napisany: 2022-02-09

Podróż do Książnicy

Z Wielkiej Izery przez Chromiec do Jeleniej Góry

Moja podróż po ojczyźnie z Turyngii w Góry Olbrzymie aż po źródła Łaby i przez Czechy w Góry Kruszcowe, Johann C. F. GutsMuths, w przekładzie M. Wawrzyńczaka, ukazała się nakładem WIELKIEJ IZERY w Chromcu pod koniec 2021 roku

Moja podróż po ojczyźnie z Turyngii w Góry Olbrzymie aż po źródła Łaby i przez Czechy w Góry Kruszcowe Johanna C. F. GutsMuthsa to jedna z najnowszych pozycji wydawniczych oficyny WIELKA IZERA, od kilku lat proponującej nam zapomnianą literaturę podróżniczą z Gór Izerskich i Karkonoszy.
Przekładu i edycji dokonał Marcin Wawrzyńczak — ubiegłoroczny laureat specjalnej Karkonoskiej Nagrody Literackiej Stowarzyszenia Pielęgnowania Sztuki i Kultury Śląskiej e.V. (VSK), przyznanej za wkład w promocję literatury niemieckiej wśród polskich czytelników. Pozycje dotychczas wydane pod znakiem WIELKIEJ IZERY cieszą się całkiem sporą popularnością pośród mieszkańców Sudetów i odwiedzających ich gości. To swego rodzaju fenomen. Literatura ta bowiem, nawet w dobie swych pierwszych wydań, nie była zbyt powszechna. Owszem, były to pierwowzory wczorajszych przewodników i dzisiejszych blogów podróżniczych, ale podówczas, w XVIII i XIX stuleciu, podobne podróże odbywało ledwie kilka osób rocznie.
Dzisiaj turystyczna przydatność tych dzienników podróżnych jest niemal żadna. Stanowią jednakże wielką wartość poznawczą; przenoszą we świat, który dawno temu odszedł na zawsze, przez to egzotyczny, a jednak jakby znajomy. Przekonajcie się sami...

Pójdź teraz w ślad za mną, Jakubie. Jakże okropna sceneria otacza tu człowieka ze wszystkich stron; przyroda w ostępach Missisipi nie jest dziksza, surowsza i bardziej nieokiełznana; Las Turyński w porównaniu z tym tutaj to ogród, Góry Smolne to miły gaik. Mokradła, bagna, skały, stojące i przewrócone świerki, torfowiska i mszary, a wszystko to w najstraszliwszym pomieszaniu; uschłe drzewa, z których odpadła kora, gapią się na człowieka, strasząc nagimi konarami. Z prawej i lewej, choć w pewnej odległości, piętrzą się jeszcze wyższe pasma górskie. Przez tę dzicz ścieżka prowadzi długo w dół, niemal wyłącznie po kamieniach, skałach i bagnach. Tu i ówdzie ułożono kładki z pniaków i gałęzi, na których można uczyć się sztuki łapania równowagi; każdy krok musi być prawidłowo wymierzony i obliczony, a pomyłka w rachubie grozi niechybnie ugrzęźnięciem w wodzie i błocie po kolana.

Droga ta jest zupełnie nieprzejezdna, czy to dla wozów czy dla wózków ręcznych. Wszystko tu transportuje się na plecach w tak zwanych nosiłkach. Ścieżka prowadzi z grzbietu coraz głębiej w las. Po prawej stronie zostawiamy niedalekie źródła Izery i wychodzimy na nieco rozleglejszą, trawiastą okolicę, która zwie się Łąką Izerską. Tutaj leży osada Izera, cała z drewna pobudowana. Jej mieszkańcy utrzymują się z pracy w lesie i częściowo z hodowli bydła. Odtąd nędzna drożyna biegnie wzdłuż Izery, która wyznacza tu granicę pomiędzy Czechami i Śląskiem. Ledwie zdążył człowiek odsapnąć na tym krótkim odcinku po trudach marszu i straszliwych widokach dzikiej natury, gdy na nowo zaczyna się sceneria godna dziewiczych ostępów Ameryki. Nieokiełznana rzeka przeciska się szumnie pomiędzy potężnymi głazami, które zagradzają jej drogę. Jest tu już całkiem szeroka, a ze względu na swą barwę przedstawia ciekawy widok; jej wody, być może ze względu na torfiasty grunt, są czerwonobrązowe, niczym piękne, przejrzyste piwo. Zbocza porasta świerkowy las, gdzie żywe drzewa sąsiadują z uschłymi, stojące z chylącymi się do upadku i całkiem zwalonymi, wszystko w straszliwym nieładzie, pień na pniu, mech na mchu. Tu i ówdzie drzewa obaliły się do rzeki, tamując jej nurt, sprawiając, że wścieka się i kipi. Gdy szliśmy przez to pustkowie, wisiało nad nim posępne, zawilgłe niebo; nadciągnęły chmury i przykryły wierzchołki gór. Wszędzie leżały jeszcze połacie śniegu; krótko mówiąc, wszystko sprzysięgło się, by krajobraz uczynić jeszcze bardziej ponurym.

Około południa dotarliśmy do huty szkła, która stoi w lesie niedaleko rzeki Izery. Należy ona do prywatnego przedsiębiorcy, u którego bez przerwy pracuje dwunastu majstrów; mimo to rzadko są w stanie nadążyć z produkcją, taki jest popyt. Wyrabiają tu też szyby. Stoję i z wielką przyjemnością obserwuję ogromną wprawę, jaką zdobyli ci ludzie w szklarskim fachu dzięki wieloletniej praktyce. Zamiast piasku jako fryty używają tu czystego kwarcu, który przywożą w wielkich kawałach, podgrzewają i biją stępami. Kiedyś huta ta stała bliżej Szklarskiej Poręby; jest jednak w zwyczaju, gdy w miarę upływu lat las się przerzedzi, przenosić takie zakłady w rejony jeszcze nieprzetrzebione. Naprzeciwko huty właściciel ma swoje brudne mieszkanie, które służy również jako gospoda. Tutaj jedliśmy na obiad to, co nam podano, to znaczy mleko i chleb z masłem, i słono za to zapłaciliśmy, bo każdy z nas musiał wysupłać jednego srebrnego grosza, to znaczy dziewięć fenigów. Powiedz to owym hulakom, którzy jedzeniem i piciem nabawiają się podagry i gośćca, że tutaj człowiek może małym kosztem furie te od siebie odpędzić, zmuszonym będąc codziennie srebrnego grosza na obiad wydawać, a dwa na nowe buty.

Od huty do Szklarskiej Poręby las ciągnie się nieprzerwanie i jest tak samo dziki jak dotąd; droga jest jednak o wiele lepsza, na tyle że zimą staje się przejezdna dla sań, którymi zwożą tędy drewno.
Ten wielki las, którego przejście zajęło nam dzisiaj siedem godzin, należy do hrabiego Schaffgotscha i ciągnie się od Świeradowa aż po Śnieżkę; obwód jego wynosi około mil pięciu. To jednak, co serce miłośnika dzikiej przyrody napełnia radością, urzędnika państwowego musi przerażać. Las zaściela niezliczone mnóstwo pięknych świerków, ofiar owego fatalnego owada, co wyssał z nich żywotne soki, nim przewróciła je burza. Czy nie ma sposobu, wy, niemal wszechmocni ludzie, by nad tym robaczkiem zapanować? Przyznaję chętnie, żem w tych sprawach laik, ale zdrowy rozsądek podpowiada, co następuje: leśnicy, zajmując się głównie myślistwem, mają dość czasu, by codziennie przeszukiwać las, wypatrując przewróconych drzew, by je następnie pociąć i porąbać, a co najmniej spalić. Gdyby zło duszone było w zarodku, od pierwszego zaatakowanego drzewa, można byłoby, wydaje mi się, mieć nadzieję na uratowanie lasu. Jednak to, jak jest on tutaj zarządzany, nie podoba mi się wcale. Prawdą jest, że bardzo wiele drewna tnie się w wioskach górskich, zwłaszcza w Świeradowie, na deski, i że wiele spławia się, gdy odpowiednio przybiorą strumienie, jednak głęboko w lesie zalega tyle drewna, że przez kilka zim cały Śląsk miałby czym palić w piecu. Mówiono mi też, że wypala się tu węgiel drzewny, lecz mimo że szedłem przez las, to śladów takiej działalności widziałem bardzo niewiele. Jako że w pobliżu nie ma też żadnych hamerni, zmuszony jestem zadać w końcu pytanie: dlaczego tutejsza gospodarka leśna jest w tak opłakanym stanie?

Byliśmy może pół godziny drogi od huty, gdy ujrzeliśmy idącą za nami szybkim krokiem dziewczynę. Dogoniła nas wkrótce, pozdrowiła i poszła dalej. Niebawem jednak zawróciła i przyłączyła się do nas, zauważając, że lepiej podróżuje się w towarzystwie. Przyjrzała się nam uważnie, szybko nabrała pewności siebie i okazała tyle naiwności, że więcej nie uświadczy się w Paryżu i Londynie u wszystkich panien razem wziętych. Było to ładne szesnastoletnie stworzenie, świeże i zdrowo rumiane, ze wsi, lecz odziane schludnie, i nader gadatliwe. Szkoda, że tak niewiele rozumiem z górskiej gwary. Spostrzegłszy, że na zmianę walizkę dźwigamy, tak długo i szczerze prosiła, żeśmy jej w końcu ją dali. Za nic sobie jej potem odebrać nie pozwoliła i niosła aż do Szklarskiej Poręby. Pytała nas o szeroki świat, który jej wydawał się równie odległy co nam Polinezja, i co chwila wołała w zdumieniu: "Ło mój Boże! Ło Jezusie Nazareński!", słuchając o tak niebywałej podróży. Ładniutkie to stworzenie utrzymuje się z rodzicami z tkania; nic im więcej nie trzeba niż dziennie chleba za dwa srebrne grosze.

Mocno padało i wskroś przemokliśmy, ale gospoda w Szklarskiej Porębie, do którejśmy wkrótce dotarli, wszystkie nam te niedogodności wynagrodziła. Od dziewczyny, która niosła nasz bagaż, wziąłem torbę, najpierw jednak dałem jej drobny napiwek, którą przyjęła z radością, a oczy nieomal nabiegły jej łzami. Żegnając się, serdecznie uścisnęła nam dłonie. Ta dobra, niewinna istota polubiła nas, mimo że nie byliśmy katolikami — tylko księża są siewcami religijnej nienawiści, natura nigdy — zamiast jednak iść swoją drogą została na miejscu, by nam się przyglądać. Po chwili znalazła nawet sposobność, by porozmawiać z córką gospodarza, po to tylko, aby na nas jeszcze popatrzeć. Nigdy nie zapomnę prostoty i niewymuszonej, prawdziwie naturalnej swobody, z jaką gawędziły. Niedługo potem podeszła do mnie mająca już dziewiąty krzyżyk na karku staruszka, matka gospodarza, która resztę swoich dni spędza na przędzeniu i domowej krzątaninie, i szepnęła mi do ucha:
— Ta dziewczyna tam, moja wnuczka, a córka gospodarza, ma już narzeczonego.

Następnie zaczęła snuć opowieści o tym, jak to sama kiedyś była panną na wydaniu; jak to przystojny zagrodnik z Mirska zabiegał o nią, ale ona odrzuciła jego zaloty, bo mieszkał za daleko. Starałem się powstrzymać śmiech na myśl o tej dużej odległości, gdy ktoś zapukał w okno. Był to wysoki, barczysty mężczyzna. Poprosił dziewczynę, aby podeszła doń na chwilę, gdyż ma jej coś do powiedzenia. Czy myślisz, Jakubie, że ona tak po prostu wyszła na zewnątrz? Nie! Szybko niczym strzała wyskoczyła przez okno, pośmiała się i pożartowała z narzeczonym, a potem wróciła drzwiami, by z naszą tragarką dalej śmiać się i żartować.

Jakubie, szczęśliwi ludzie mieszkają tu w chatach z drewna; nie mają pojęcia o zakłamaniu i fałszu, a dzięki znikomym potrzebom, pracy, porządkowi i czystości są w swym ubóstwie bogaci. Niczego nie udają, a zdrowie i wesołość wynagradzają im brak luksusów i wygód.
(Moja podróż po ojczyźnie z Turyngii w Góry Olbrzymie, fragment)

Prawda, że wciąga? Ciekawe passusy nt. szkodników leśnych pokazują, że klęska ekologiczna z lat 80 XX w. nie pierwszy raz nawiedzała Góry Izerskie. Leśnicy chyba powinni wziąć to pod rozwagę? Szereg spostrzeżeń autora będzie z pewnością ciekawe także dla innych grup zawodowych: regionalistów, przewodników, być może literatów?

"Niemało w niej fragmentów zabawnych, jak np. ten o naiwnej góralce między Orlem i Szklarską Porębą (ciekawe swoją drogą skąd szła — z Tkaczy?). Jednak nie dla nich ją przełożyłem. Podobnie jak przy pozostałych pozycjach WIELKIEJ IZERY chciałem udostępnić polskiemu czytelnikowi ważne dzieło źródłowe. Przybliżające historię terenu, na którym mieszkamy, choć dzieło pisane nie przez historyka. Nie pokazuje rzeczywistości przez pryzmat tej czy innej historiograficznej strategii albo ideologicznej tezy. Autor dokumentuje filtrując wyłącznie przez osobiste odczucia. Na dodatek, w odróżnieniu od kilku poprzednich tytułów, jest to autor znany z imienia, nazwiska i wizerunku, a przy tym postać dość wybitna i szczególna! Ktoś, kto w oświeceniowym duchu łączył zainteresowania naukowe z aktywnością fizyczną, ideą cielesnej tężyzny. Pokazuje to np. schodząc po stromych skalnych ścianach do wodospadów Szklarki i Łaby. Te fragmenty, gdzie możemy znaleźć się wraz z autorem w miejscach dla nas dziś niedostępnych, wydają mi się szczególnie atrakcyjne", podkreśla wartość książki translator, Marcin Wawrzyńczak.

Inspiracji, także artystycznej dostarczyć mogą nie tylko opisy krajobrazu i scenek rodzajowych, lecz również weduty pejzażysty Sebastiana Carla Christopha Reinhardta (1738-1827). Jego obrazy olejne były pierwowzorem dla grafik ozdabiających pierwsze wydanie Mojej podróży po ojczyźnie.... Urodzony w Ortenburgu od roku 1789 do końca życia mieszkał w Jeleniej Górze. Pochowany został tamże na cmentarzu przy kościele Łaski. Ze wspomnień malarza wynika, że to jak trafił w Karkonosze i Góry Izerskie, nie było romantyczną przygodą, lecz zwykłym zleceniem dokumentarnym.

Zostałem wezwany zarówno przez ministra [Friedricha Antona] von Heinitz, jak też przez kilku członków akademii [Akademii Sztuki w Berlinie — przyp. red.] do wybrania się w podróż w śląskie góry, aby tam na wzór wcześniejszych, poczdamskich obrazów, utrwalić najbardziej interesujące części gór... Starałem się utrwalić piękne śląskie okolice, z zapałem i wiernością, dostarczałem rocznie dwie sztuki Akademii Królewskiej, z których w przyszłości 14 zostało wyrytych w miedzi przez D. Bergera. Także dla pana hrabiego Hochberga sporządziłem okazałą ilość krajobrazów, którymi udekorowany jest jeden cały pokój na jego zamku w Książu". (S. C. Reinhardt)

Jego dzieła zachowały się w niewielkiej ilości; trzy znajdują się dziś w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Między innymi Widok Kotliny Jeleniogórskiej oraz Krajobraz z okolic Jeleniej Góry.

Artystę wspomina inny wielki podróżnik po Śląsku, John Quincy Adams, który także korzystał z jego pracy niczym dziś korzysta się z Google Street View. Obaj spostrzegli coś osobliwego, na co być może niewielu nam współczesnych turystów zwraca uwagę...

Złożyliśmy m. in. wizytę malarzowi Reinhardtowi (...). Z dziesięciu jego pejzaży wykonano w Berlinie ryciny barwne, zakupiłem ich cztery, ponieważ dają obraz całego pasma Karkonoszy. (...) Reinhardt zauważył, w rozmowie ze mną, że z najwyższych gór nie widać nic malowniczego, nic, co mógłby użyć, jako temat do swoich obrazów. Na Śnieżce odczułem słuszność jego uwagi, bo kiedy oko ogarnia taką liczbę przedmiotów naraz, postrzega tylko ogromne masy; tymczasem cała przyjemność, jaką daje malarstwo, polega na dokładnym przedstawieniu szczegółów.”

Poza wszelkimi innymi walorami przekładu Mojej podróży po ojczyźnie..., dostrzec można też refleksyjny: ile zostanie z dzisiejszych, mnożonych z wykładniczym szaleństwem, opisów i fotografii Gór Izerskich i Karkonoszy, zamieszczanych w cyfrowej odchłani? Czy którykolwiek z blogów, fanpage'ów i serwisów (włącznie z tym), przetrwa 200 lat, by stać się biletem do przeszłości?

Książkę Moja podróż po ojczyźnie z Turyngii w Góry Olbrzymie aż po źródła Łaby i przez Czechy w Góry Kruszcowe, Johann C. F. GutsMuths, Chromiec: Wielka Izera, 2021
dostępną w wypożyczalni regionalnej Książnicy Karkonoskiej
można także zakupić w oficynie wydawniczej WIELKA IZERA.

Dla wyczerpania tematu, a może tylko jego liźnięcia? ;) polecamy także:

Skarbiec Ducha Gór 22/2002

Sebastian Carl Christoph Reinhardt. Bawarczyk zauroczony Karkonoszami, Stanisław Firszt, Katarzyna Kułakowska w: Skarbiec Ducha Gór 2002, nr 2, s. 6
dostępne w Jeleniogórskiej Bibliotece Cyfrowej.

Malarstwo niemieckie. Od symbolizmu do klasycyzmu

Malarstwo niemieckie. Od symbolizmu do klasycyzmu, Piotr Łukaszewicz
Muzeum Narodowe we Wrocławiu 2012
dostępną w czytelni regionalnej Książnicy Karkonoskiej

oraz

Listy o Śląsku, John Quincy Adams

Listy o Śląsku, John Quincy Adams
Wrocław; Warszawa, Volumen, 1992
dostępną w wypożyczalni regionalnej Książnicy Karkonoskiej.

red., AG KK

Tagi: · czytanie · książka · Książnica Karkonoska

Linki: · Wielka mała Izera · Gdzie Pippa tańczyła? · wielkaizera.com.pl · biblioteka.jelenia-gora.pl

© Góry Izerskie 2006-2023

http://www.goryizerskie.pl

kontakt redakcja facebook prywatność spis treści archiwum partnerzy też warto

 

 

 

Polecane: montaż haków holowniczych plomby gwarancyjne regały magazynowe sprzątanie Wrocław