Napisany: 2014-05-12
Otwarcie Drugiej Pętli Szlaku Walońskiego im. Juliusza Naumowicza
Uroczyste otwarcie Drugiej Pętli Szlaku Walońskiego im. Juliusza Naumowicza w Szklarskiej Porębie (fot. K. Tęcza)
Zapewne wiele osób pamięta Wielkiego Mistrza Walońskiego Juliusza Naumowicza, który stworzył miejsce magiczne. Miejsce, w którym każdy kto do niego przyszedł czuł się jak w krainie nie z tego świata. Juliusz żył na pograniczu magii i rzeczywistości. Jego świat zwykłych spraw, jak i świat wyobraźni - uzupełniały się wzajemnie. Poczynania Juliusza dały początek czegoś wielkiego w Szklarskiej Porębie. Czegoś do tej pory niespotykanego. Wyznaczyły nowy cel w życiu wielu ludziom. Dały im także pracę. Juliusz żył swą wyobraźnią, czerpał z niej całymi garściami i wciąż zadziwiał. Nieraz straszył, czasami obsztorcował, ale zawsze w końcowym rezultacie bardzo mile przyjmował swoich gości. Wizyty w Starej Chacie Walońskiej uwielbiały zwłaszcza dzieci. Choć i dorośli nie przechodzili tedy obojętnie. Juliusz, niestety, już odszedł od nas. Udał się do lepszego świata. Wolnego od niepewności i wszelkich pokus towarzyszących życiu codziennemu na Ziemi.
Ci, którzy przyłączali się do Juliusza i podejmowali dalsze wspólne działania, a więc ci, którzy przebywali z nim codziennie, postanowili zachować pamięć o nim i doprowadzili do nadania Szlakowi Walońskiemu jego imienia. W dniu 3 maja 2014 roku odbyło się uroczyste otwarcie Drugiej Pętli Szlaku Walońskiego. Na uroczystość, mimo deszczowej pogody, przybyło około stu osób. Oczywiście byli także ci, dzięki którym doprowadzono do zrealizowania tego pomysłu. Bez przychylności miasta Szklarska Poręba, na pewno by się to nie udało. Również bez zaangażowania członków Gildii Przewodników Sudeckich czy Sudeckiego Bractwa Walońskiego. Do zorganizowania imprezy rękę przyłożył Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego, Chata Izerska i Piekarnia Górska.
Zanim nastąpiło oficjalne otwarcie szlaku, mogliśmy wysłuchać bębniarzy, którzy starali się zagłuszyć padający deszczyk. Inni z ciekawością przyglądali się osobom ubranym w długie szaty. Zapewne zastanawiali się dlaczego jedni byli ubrani na czarno, a inni na karmazynowo. Na tym tle wyróżniały się dwie dziewczyny. Jedna miała na sobie białą szatę, druga niebieską. Gdy na plac wjechał na przyczepie metalowy rumak - powiało tajemnicą. Tymczasem rzeźba, wykonana przez Grzegorza "Siwego" Pawłowskiego, ma symbolizować uwolnienie zaklętej duszy ludzkiej w koniu. Już niebawem będziemy mogli spotkać owego blaszanego rumaka na górskich szlakach. Do tej pory stał sobie w Jakuszycach. Koń będzie podążał za turystami po Karkonoszach.
Wreszcie nastąpił moment, na który wszyscy czekali. Po słowach podziękowania odczytany został najważniejszy dokument:
…Ja, Jarosław Szczyżowski z łaski Boga Gildianin z Gildii Przewodników Sudeckich na Śląsku Dolnym, oświadczam publicznie tym listem wszystkim tym, co widzą i słyszą, że uzgadniam sprawę otwarcia i przejścia z największą uroczystością, Drugiej Pętli Szlaku Walońskiego im. Juliusza Naumowicza - Wielkiego Mistrza Sudeckiego Bractwa Walońskiego....
Głos zabrał Burmistrz Szklarskiej Poręby, Grzegorz Sokoliński. Odniósł się do historii idei walońskiej. Przypomniał jakie były początki tworzenia szlaku. Następnie przemówił Kanclerz Sudeckiego Bractwa Walońskiego - Przemysław Wiater oraz Anna Naumowicz - Mistrz SBW, która przypomniała, że to właśnie dzięki działaniom Juliusza Naumowicza Szklarska Poręba stała się mineralogiczną stolicą Polski. Na koniec oznajmiono, iż od dnia dzisiejszego Szlak Waloński będzie nosił imię Juliusza Naumowicza.
Pozostało już tylko odebrać okolicznościową przypinkę oraz smaczny Precel Waloński i wyruszyć na szlak. Najpierw jednak trzeba było odsłonić, zapakowany do tej pory, tron Ducha Gór. Uczyniono to przy pomocy wielkiego topora, którym przecięto sznur. Najodważniejsi dali namówić się do przejścia tajemniczym korytarzem, z którego od jakiegoś już czasu wydobywał się gęsty dym. Pierwszym, który wyszedł z korytarza okazał się... Grzegorz Sokoliński. Nie udało mu się jednak wyjść z podziemi bez szwanku. Na twarzy miał czarne ślady uczynione węglem.
Ponieważ do przejścia wyznaczono dwie trasy: krótszą przeznaczoną dla mniej doświadczonych turystów i dłuższą dla tych bardziej wprawionych - większość wybrała się na trasę dłuższą. Jak się później okazało była to trafna decyzja. Początkowo, po zwiedzeniu Muzeum Ziemi JUNA, Jarosław Szczyżowski poprowadził wszystkich do bardzo tajemniczego miejsca. Wysoki drewniany płot zasłaniał w zasadzie wszystko. Był jednak z nami Robert Pawłowski, który zdradził co tu się pojawi już niebawem. Będziemy mogli obejrzeć odtworzone drewniane urządzenia górnicze jakich używano kilkaset lat temu. Będzie można nawet zobaczyć jak te urządzenia działały. To o tyle ważne, że niemal wszyscy myślą, iż dawny poszukiwacz skarbów to człowieczek pracujący przy pomocy młotka i kilofa. Okazuje się jednak, że ci dawni kopacze stworzyli rozmaite, nieraz bardzo zmyślne, maszyny ułatwiające ciężką pracę.
Drugim punktem pętli jest Leśna Huta. Możemy w niej zobaczyć jak dawniej wytwarzano wyroby ze szkła. Działa tu bowiem huta mistrza Henryka Łubkowskiego, w której wykonuje się ręcznie formowane szkła barwione. Przy produkcji hutnicy używają dawnych narzędzi i form. Przed zakładem umieszczono w murze tablice upamiętniające mistrzów szkła Karkonoszy i Gór Izerskich działających tu w latach 1366-2009.
Gdy dotarliśmy do Starej Chaty Walońskiej myśleliśmy, że coś się pali. Chatę bowiem skrywał gęsty dym. Wkrótce się jednak okazało, że pochodził z ogniska, z którego świeżymi gałązkami świerków omiatała nas czekająca Biała Dama. Miało to nam przynieść szczęście. Ponieważ szczęścia nigdy za mało przyjęliśmy ten gest z wdzięcznością. Z godnością znieśliśmy drapanie w gardłach. Z braku czasu minęliśmy Starą Chatę Walońską będącą siedzibą Mistrza Sudeckiego Bractwa Walońskiego. Niebawem dostrzegliśmy kolejne ognisko, przy którym byliśmy omiatani ogniem, a nieco dalej czekała na nas dama z wodą. Wszystkie zabiegi miały pomóc uczestnikom przejścia w szczęśliwym dotarciu do domów.
Padający deszcz nieco popsuł szyki. Choć nikogo nie zniechęcił do dalszej wędrówki. Wkrótce dotarliśmy do Sowińca - jednego z miejsc, w którym pozyskiwano pegmatyty i kwarc dymny. Przewodnik opowiedział nam o kryształach górskich, które wykorzystywane są obecnie m. in. w... telefonach. Rozwiał też nasze obawy co do kwarcu dymnego, który przybierając kolor czarny nazywany jest kamieniem śmierci. Okazuje się, że pochłaniana przez te kamienie zła energia nie jest przez nie oddawana. Nie ma zatem co się ich obawiać. Na wszelki jednak wypadek nie stosuje się ich w jubilerstwie.
Idąc do następnego punktu szlaku przechodzimy koło kościoła Bożego Ciała. To właśnie tu 30 kwietnia 2013 roku odbyła się msza żałobna Juliusza Naumowicza. To stąd wyruszył kondukt żałobny niosący prochy Wielkiego Mistrza do miejsca jego wiecznego spoczynku. Członkowie Sudeckiego Bractwa Walońskiego idący przodem sypali wówczas pod nogi całymi garściami kamienie ozdobne jakie kryje w sobie nasza ziemia.
Przed nami Muzeum Dom Carla i Gerharta Hauptmannów. Tutaj dowiedzieliśmy się o Willu-Erichu Peuckercie - wyjątkowym człowieku, zajmującym się zbieraniem wszelkich opowiadań, baśni i legend z tych terenów. Był tak zafascynowany otaczającymi nas górami, że sprawdzał zasłyszane przekazy w terenie. Nazywano go profesorem od czarownic. Nic więc dziwnego, że napisał książkę o białej i czarnej magii. Nic też dziwnego, że Gildianie wybrali go na swojego patrona.
Po wysłuchaniu tych niesamowitych opowieści dostrzegliśmy gęstą białą mgłę na horyzoncie. Cóż takiego może skrywać? Jesteśmy nieopodal sztolni. Mijamy ciekawy dom o niezwykłej historii... To "Szamanówka", uważana za najstarszy dom w mieście. Położona nad miejscem zwanym Doliną Szczęścia. Swoje szczęście znalazła tu właśnie Lidia Śniatycka-Olszewska, która nabywszy ruinę postanowiła ją wyremontować. Udało jej się to znakomicie, a perypetie związane z tą pracą opisała w autobiograficznej książce "W kręgu starej chaty". Niestety Pani Lidia odeszła już od nas.
Dochodzimy do lasu. Patrząc na pnącą się pod górę ścieżkę już wiemy, że będzie ciężko. Ziemia jest rozmoknięta. Powstałe błoto jest bardzo śliskie. Faktycznie idzie się coraz ciężej. Lecz żadne przeciwności nie mogły nas powstrzymać przed dotarciem do starych sztolni, w których wydobywano piryt. Odkryty przez Walonów był wykorzystywany do produkcji kwasu siarkowego w pobliskiej witrolejni. Ze względu na swą barwę skała często była mylona przez niedouczonych poszukiwaczy i dlatego nazywano ją "złotem głupców". Piryt wyróżnia się jeszcze tym, że podczas wydobycia za pomocą kilofa iskrzy. Mogliśmy zobaczyć to na własne oczy!
We mgle jakiś ognik, po chwili drugi... Skąd w lesie ogniki? To dwa małe ogniska. Kto rozpalił tu ogień? Dostrzegamy zejście do sztolni. Ostrożnie schodzimy do niej. Tam płoną kolejne ogniska. Dzięki temu w sztolni nie panuje mrok. Widzimy w czerwonym świetle płonących polan kilka dziwnych postaci. Ubrani w karmazynowe szaty uderzają kilofami w ściany sztolni. Po każdym uderzeniu - snopy złotych iskier. Toż to prawdziwi Walończycy! Tyle, że ci tutaj nie szukają skarbów, a wydobywają piryt.
Ponieważ w sztolni gromadził się gryzący w oczy dym, nie przeszkadzaliśmy pracującym. Doszliśmy do Zbójeckich Skał. Dawniej wzniesiono tu drewnianą wieżę widokową oraz zbudowano niewielką gospodę. Nie przetrwały. Po II wojnie światowej rosyjscy geolodzy prowadzili tutaj badania w poszukiwaniu rud uranu. W tamtych czasach badania takie prowadzono w wielu miejscach Sudetów. Na szczęście złoża okazały się zbyt małe, by warto było podejmować ich eksploatację. Dzięki temu teren nie został zniszczony.
Zeszliśmy w dół, do najstarszej historycznie części Szklarskiej Poręby. Właśnie tu miała ona swój początek. Nieco dalej widzimy potężne drzewo. To Lipa Sądowa, przy której wójt stanowił lokalne prawo. Oczywiście lipy nie wykorzystywano do wieszania skazańców, jak sądzą niektórzy. Lipa była symbolem. To koło niej obradował sąd, najczęściej w karczmie. Zapadające wyroki były wykonywane z całą surowością. Do tego celu służyły wyznaczone miejsca, położone poza granicami osady. Egzekucją kar zajmował się specjalista. Zwany popularnie katem. To osoba z jednej strony niegodna, z drugiej bardzo potrzebna. Bo któż jak nie on znał się na anatomii człowieka? Któż jak nie on potrafił zadać człowiekowi straszny ból nie doprowadzając jednak delikwenta do śmierci? Któż wreszcie potrafił leczyć i przeprowadzać zabiegi chirurgiczne? Kat miał także za zadanie oczyszczanie osady z padłych zwierząt. Był zatem higienistą. Oczyszczał świat z plugastwa. Dlatego się go bano. Mógł więc mieszkać tylko poza osadą.
Gdy poznaliśmy miejsce, w którym wszystko się zaczęło, udaliśmy się do Chaty Izerskiej. Jej znalezienie nie było wcale takie trudne. Docierał do nas z jej komina dym niosący zapach pieczonej kiełbasy. Przygotowano dla nas wspaniałe zakończenie wędrówki. Na wstępie zostaliśmy poczęstowani chlebem ze smalcem i ogórkiem. Po chwili otrzymaliśmy gorącą zupę fasolową. Tego nam właśnie było trzeba! Nie ma nic lepszego jak, po długiej wędrówce w siąpiącym deszczyku, spożyć ciepłą strawę. Wszyscy, którzy dotrwali do tego momentu wędrówki wymieniali się teraz wrażeniami z trasy. Każdemu bowiem podobało się coś innego. Wszyscy zaś zgodnie stwierdzili, że dobrze się stało, iż wyznaczono nową pętlę Szlaku Walońskiego. Na pewno wzbogaci ona ofertę turystyczną Szklarskiej Poręby, miasta które i tak ma jedną z najbogatszych tego typu ofert w regionie.
Muszę na zakończenie wspomnieć o jeszcze jednej organizacji, która przyczyniła się do powstania tego szlaku. To stowarzyszenie Zdolna Dolna. Samo zaś miejsce zakończenia naszej dzisiejszej wędrówki także jest wyjątkowe. Chata Izerska, prowadzona przez wielkich pasjonatów gór, to miejsce nie tylko służące dla wypoczynku zarówno turystów indywidualnych jak i grup zorganizowanych. To także miejsce, w którym organizowane są spotkania z ludźmi chcącymi dzielić się z innymi swoimi wiadomościami i przeżyciami. W ten sposób zachęcają innych do podejmowania podobnych wysiłków. Oczywiście nie każdy z nas może np. wejść na Mount Everest. Każdy jednak z nas bardzo chętnie porozmawia z ludźmi, którzy tego dokonali. Cykl spotkań organizowanych w Chacie Izerskiej to "Terra Incognita". Warto podejrzeć od czasu do czasu kto w ramach spotkań tu gościć.
Przybyliśmy do Szklarskiej Poręby, odsłoniliśmy tron Ducha Gór, poznaliśmy wiele tajemnic i ciekawych miejsc, przespacerowaliśmy się w przyjemnej atmosferze słuchając opowieści Jarosława Szczyżowskiego, a na koniec skosztowaliśmy pysznego ciasta i otrzymaliśmy od organizatorów certyfikat pokonania szlaku oraz piękny ametyst mający dać nam szczęście. W ten oto sposób została otwarta Druga Pętla Szlaku Walońskiego, który od dzisiaj nosi imię Juliusza Naumowicza.
Po powrocie do domu miałem dylemat: od razu zmyć przyłożoną na rękę pieczątkę okolicznościową czy pozwolić aby uległa samoistnemu zatarciu...?
Tagi: · Szklarska Poręba · Walończycy · szlaki turystyczne
Linki: · Pierwszy spacer Szlakiem Walońskim · Pożegnanie Wielkiego Mistrza · Walończycy - poszukiwacze skarbów Gór Izerskich
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl