Napisany: 2015-04-02
A może powitanie astronomicznej wiosny?
Jest 20 marca 2015 roku. Jak by nie patrzeć to ostatni dzień astronomicznej zimy. Tuż przed północą zacznie się wiosna. Nie ma zatem co siedzieć w domu. Trzeba ruszyć i na własne oczy zobaczyć zimę, która w zasadzie pozostała tylko w wyższych partiach gór. Tu na dole nie ma śniegu, a te lekkie ranne przymrozki wcale nam o niej nie przypominają. Umawiam się ze znajomymi i jedziemy do Szklarskiej Poręby. Po drodze posmucić się przy Muzeum Ziemi JUNA. Po pożarze z obiektu pozostały tylko mury kondygnacji przyziemia. To wielka strata dla nas wszystkich. Może jednak uda się zebrać pieniądze na odbudowę tego niesamowitego miejsca?
Po odstawieniu w bezpieczne miejsce samochodu przepakowujemy sprzęt i idziemy do dolnej stacji wyciągu krzesełkowego na Szrenicę. Uznaliśmy, iż szkoda czasu na drapanie się pod górę. Naszą radość zmąciła wysokość biletów - 35 zł w jedną stronę. Dużo. Zwłaszcza, że krzesełka to nie gondola i warunki podczas przejazdu wcale nie są zachęcające. Dobrze, że widoki rekompensują nam niedogodności. Nie ma zbyt silnego wiatru, dzięki czemu nie marzniemy. Co prawda jesteśmy ubrani na cebulkę ale siedząc na wąskim krzesełku z wielkim plecakiem, trudno włożyć na siebie coś jeszcze.
Gdy tylko przejechaliśmy kilkaset metrów wszędzie zrobiło się bieluteńko. Co chwilę widać zjeżdżających narciarzy, jednak na stoku nie ma tłoku. To pewnie spowodowane brakiem śniegu na terenach nizinnych. Każdy myśli, że skoro u niego nie ma śniegu to i nie ma go w górach. A tu proszę, niespodzianka. W Karkonoszach jest biało. Co prawda nie jest to pokrywa śnieżna do jakiej przyzwyczaili się narciarze ale można spokojnie po niej jeździć.
Gdy przesiadamy się na górny odcinek wyciągu, patrząc na strome zbocza błyszczące jak tafle lodu uświadamiamy sobie, że tutaj warunki narciarskie nie są łatwe. Niesamowity połysk świadczy o tym, że skorupa śnieżna jest pokryta lodem. Nie każdy narciarz daje sobie radę w takich warunkach. Trzeba naprawdę uważać by nie połamać kończyn. Wygląda na to, że pod lodem konsystencja śniegu odpowiada betonowi. Ale widoki na pobliskie skałki czy na Śnieżne Kotły - wprawiają nas w dobry humor. Widoczność jest bardzo dobra i można teraz dostrzec takie drobiazgi, których normalnie nie widać. Są też widoczne niesamowite esy-floresy pozostawione przez narciarzy. Zbocza pokryte nieskończoną ilością falujących śladów prezentują się niesamowicie.
Wreszcie docieramy do górnej stacji wyciągu. Ruszamy w stronę wierzchołka. Patrząc na otaczające nas piękno, szybko decydujemy się by jeszcze trochę pospacerować. Idziemy więc spokojnie w stronę Końskich Łbów, i dalej w kierunku Hali Szrenickiej. Zaraz się okazało, że podjęliśmy złą decyzję. Trasa jest tak śliska, że nie możemy utrzymać się na nogach. Skręcamy więc na powrót w stronę wierzchołka. Po drodze trafiamy na lawinisko. Żołnierze przeszukują je bardzo dokładnie. Przystajemy zaciekawieni. Okazuje się, że to rutynowe ćwiczenia.
Pniemy się powolutku wciąż pod górę. Idziemy bardzo ostrożnie. Nic dziwnego, że co chwilę ktoś nas wyprzedza. Wolimy jednak nie ryzykować. Przecież do schroniska mamy całkiem blisko. Gdy pozostało nam już ostatnie podejście, rozglądamy się po bezkresnej bieli. Ciągnie się po sam horyzont, w obie strony. Monotonność tego widoku zakłócają tylko ślady po przejeździe narciarzy. Jest cichutko i spokojnie. Dopadają nas dziwne odczucia. Przestaje nam się spieszyć. Stoimy i dosłownie chłoniemy to co widzimy. Chcielibyśmy, aby tak było w nieskończoność. Wszystko jednak co dobre musi zostać przerwane. Trzeba ruszać dalej. Obiecujemy sobie jednak, że na pewno jeszcze tutaj powrócimy.
Jesteśmy na Szrenicy. Jeszcze raz rozglądamy się wokoło i wchodzimy do schroniska. Witamy się ze znajomymi, którzy przybyli tu z całego kraju. Oni także są zakochani w naszych górach. Ponieważ z niektórymi widzieliśmy się dosyć dawno temu, po kolacji umawiamy się na nocne rozmowy. Wkrótce zjawia się ktoś z gitarą i w ciszy nocnej rozbrzmiewają znane wszystkim piosenki.
W tak przyjemnych okolicznościach zapominamy, że przyszliśmy tu pożegnać zimę. Wszak to jej ostatni dzień! Oczywiście tylko astronomiczny. Patrząc bowiem za okno, wcale nie wydaje się, że zima chciałaby tak szybko odejść. Może jednak w nocy pójdzie sobie? Lepiej żeby nie. Z taką nadzieją kładziemy się na zasłużony odpoczynek.
Rano, gdy do pokoju wpadają pierwsze promienie słoneczne, otwieram oczy i szukam wiosny. Za oknem powinna być piękna zieleń. Otwieram więc szeroko okno... i co? Wszędzie biało! Zima wcale nie odeszła. Rześkie, mroźne powietrze wdziera się do pokoju.
Na dworze mijam panią spacerującą z psem. Nie był to jednak bernardyn z beczułką u szyi. Niestety. Wcale nie jest tak zimno jak wcześniej się wydawało. Słońce powoli rozprasza poranne mgły. Widoki znowu są tak piękne, że nie ma mowy o siedzeniu w schronisku. Trzeba szybko jeść śniadanie i ruszać na poszukiwanie oznak wiosny.
Zmieniamy plany i ruszamy w stronę Trzech Świnek. Ciekawe, która z nich jest pierwszą a która trzecią? Spomiędzy skał wyjeżdżają narciarze. Jest ich spora grupka. Część podąża tak jak my - do schroniska "Pod Łabskim Szczytem". Będziemy zatem mieć towarzystwo. No, może nie na całej trasie, bowiem na nartach chyba nas wyprzedzą.
Znowu słońce odbija się od białej nawierzchni. Już wiemy, że nie będzie łatwo. Sprawdzamy butem. Faktycznie śnieg jest bardzo zbity. Tak mocno, że nie sposób wbić w niego buta. A trzeba tak uczynić by nie poślizgnąć się na lodzie i nie pojechać w dół. Dlatego idziemy coraz wolniej. Tym bardziej, że nie da się iść i podziwiać widoków jednocześnie, dbając o bezpieczeństwo.
Idziemy Mokrą Drogą. Oczywiście mokra to ona jest teraz tylko z nazwy. Przecież wszystko przykrywa warstwa zlodowaciałego śniegu. Nawet nie widać wykonanych tu drewnianych pomostów. Co chwilę przystajemy by nasycić oczy roztaczającymi się widokami. Zwłaszcza, że widać zarówno skały i schroniska w najbliższej odległości, jak i te w Górach Izerskich. Bardzo ładnie wygląda schronisko na Wysokim Kamieniu. Bardzo tajemniczo jawi się widoczny od tej strony zamek Chojnik. Powoli rozciągamy się i musimy co jakiś czas przystawać by dać szansę ostatniemu. Rozmawiając o widokach nawet nie zauważamy, kiedy ze zbocza wyłania się budynek schroniska. Ten widok nas uradował.
Schronisko "Pod Łabskim Szczytem" to miejsce, gdzie zawsze mimo, iż obiecujemy sobie, że zabawimy tu krótko, pozostajemy nieco dłużej. Tym razem nie mogło być inaczej. Trzeba było odpocząć i rozgrzać się nieco. Tym bardziej, że czekali narciarze mijający nas po drodze. Oni, tak jak i my, podążali do Szklarskiej Poręby. No i wypadało wreszcie zjeść pozostałe zapasy prowiantu.
Pokrzepieni ubieramy się już nieco lżej. Wszak jesteśmy dużo niżej, co powoli zaczyna być odczuwalne. Mamy wszak pierwszy dzień astronomicznej wiosny. Wypadałoby dopełnić tradycji i utopić Marzannę. Tylko gdzie? Jak na razie wszędzie leży śnieg. A może zrobić z niego Marzannę w kształcie śniegowego bałwana? Tym razem darowaliśmy zimie kąpieli. Nie mamy pewności, czy taka Marzanna dopłynie do Bałtyku. Razem z towarzyszami na nartach robimy sobie pamiątkowe zdjęcie przy Kukułczych Skałach i schodzimy do Szklarskiej Poręby. Narciarze nie pozostawiają nam złudzeń kto jest szybszy. Zostajemy we czwórkę, i tak, jak wyruszyliśmy w Karkonosze ostatniego dnia zimy - tak powracamy z gór. Wiosna rozpoczęła się szczęśliwie.
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl