Napisany: 2012-06-29
Wspomnienie wędrówki przez Góry Izerskie w poszukiwaniu skarbu czyli IV wyprawa po złotego AuRuna
Ciepły czerwiec i kilka dni urlopu, które jak zazwyczaj zamierzamy spędzić wraz z żoną w górach, z dala od miasta pochłoniętego zgiełkiem i natłokiem codziennych, stale piętrzących się problemów. Wybór był prosty, nasze ukochane Karkonosze. Doświadczenie kilkunastu minionych lat, z których to każdy wolny czas wypełnialiśmy wędrówkami po znanych i mniej znanych szlakach, dawało nam pewność dobrego wypoczynku.
Jak każdego roku trzeba oczywiście wziąć udział w Wyprawie po złotego AuRuna. Przypuszczaliśmy (jako sprawni piechurzy, którzy dość dobrze orientują się w terenie), że zajmie to jeden, może półtora dnia spacerkiem. Zdziwiła nas nieco informacja z plakatu o dwóch możliwych do przebycia trasach. Pierwsza, łatwiejsza, wiodła przez najbliższe okolice Szklarskiej Poręby, a tak właściwie zamykała się w granicach samego miasta. Druga natomiast, trudniejsza, miała być wyzwaniem dla bardziej wprawnych wędrowców. Organizatorzy "Wyprawy..." przestrzegali, że należy zabrać ze sobą zapas pożywienia na dwa dni (!) i dobrą mapę. Trochę się uśmiechnęliśmy, bo któż wysyłałby turystów na bezdroża gór, gdzie może być kłopot z posiłkiem czy noclegiem. Uznaliśmy to za chwyt marketingowy i pewni swoich sił wybraliśmy oczywiście trasę trudniejszą.
Było już prawie południe, kiedy uszykowani do drogi i zaopatrzeni jak zwykle w dokładną mapę Karkonoszy i Gór Izerskich ruszyliśmy do Chaty Walońskiej po pierwsze wskazówki dotyczące tajemnych znaków. Odszukane na trasie miały być naszymi drogowskazami, co do dalszej drogi. Pogoda sprzyjała. Było prawie bezwietrznie, a ciepłe promienie słoneczne łagodnie układały się na koronach mijanych drzew. Błękitne niebo z kilkoma leniwymi, jakby nadmuchanymi białymi chmurkami, dopełniało poczucia zadowolenia i radości z planowanej wycieczki. Przed Chatą Walońską zrobiliśmy krótki postój na łyk czegoś chłodnego. Usiedliśmy na drewnianej ławeczce, a przed nami rozciągał się pas szerokiej, dość stromo opadającej łąki, na której pasły się kozy. W oddali, po lewej widok na schowaną za drzewami Szklarską Porębę Dolną i ciągnące się malownicze grzbiety Gór Izerskich. Po prawej kilka zabudowań i dach Chaty Walońskiej.
Niestety do Chaty trafiliśmy o dość pechowej porze, bo metalowe wrota strzegące mennicę, nad którą widnieje napis "Mente et Maleo" (Myślą i Młotem) były zamknięte na wielką i trzeba przyznać ładną, chyba starodawną kłódkę. Jak nam się wówczas wydawało, pokrzyżowało to nasze plany. Mincerz musiał pilnie wcześniej wyjechać. Miłe panie z Chaty Walońskiej już miały zamiar brać się za cięcie kłódki (oczywiście za zgodą właściciela), żeby dobrać się do wskazówek wyprawy, ale my nie chcieliśmy, aż takiego zamieszania i strat. Różnie w życiu bywa, a przecież tu chodziło tylko o zabawę.
Tagi: · Walończycy · Walońskie Księgi · wędrówki
Linki: · Nowy AuRun na wiosnę · Walończycy - poszukiwacze skarbów Gór Izerskich · Znajdź drogę do domu · www.chatawalonska.pl
© Góry Izerskie 2006-2023
http://www.goryizerskie.pl